W Zielonej Górze, mieście zagrożonym wymarciem, ocknęła się tęsknota za amfiteatrem. Ale nie za jakimś tam amfiteatrem jakich pełno po rozmaitych powiatowych miasteczkach i który nota bene przecież już jest, ale za amfiteatrem pełną gębą. Takim z zadaszeniem nad widownią, pełnym scenicznym zapleczem i Bóg wie z czym jeszcze. Ma być fullwypasiony. A w zależności od tego jak bardzo wyp, szacowane koszty tej tęsknoty wahają się od 50 do 150 milionów.
Warto przy okazji przypomnieć, że amfiteatr na Piastowskich Wzgórzach powstał przed Pierwszą Wojną Światową jako składnik założonego wówczas parku. Po Drugiej Wojnie Światowej przypomniano o nim sobie, kiedy trzeba było umocnić w narodzie miłość do bratniego narodu radzieckiego, już nie za pomocą czołgów Układu Warszawskiego, ale piosenki. I wtedy zgodnie z centralnym rozdzielnikiem festiwali, Zielonej Górze przypadł festiwal piosenki naszych przyjaciół ze wschodu. Pewnie na decyzji zaważyło to, że mieliśmy już poniemiecki amfiteatr.
Towarzysze z komitetu otrzymali fundusze i dokonano liftingu obiektu, aby raz do roku zapełnić widownię rozentuzjazmowaną publiką, którą można było pokazać w tiwi towarzyszom z Moskwy, na dowód że przyjaźń polsko-radziecka rozkwita. Czasem rzecz jasna, raz a może dwa razy do roku w amfiteatrze odbywała się jakaś impreza, ale generalnie deszczyk sobie na niego padał, albo otulała go malownicza i nieczęsta w tych stronach śniegowa pierzynka. Istniejący przy amfiteatrze dom kultury dbał od dziatwę mieszkającą nieopodal, a i dorośli znajdowali w nim miejsce na realizowanie swoich pasji.
I nadeszły czasy, w których Zielona Góra stała się centrum Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego. Kabarety z Zielonej Góry, rozśmieszały widownie w całym kraju, bo miłościwie panująca w postpeerleu władza uznała, że zamiast podnosić narodowi stopę życiową, pobudzać będzie narodowi poczucie humoru, łaskotkami, czyli Kabaretonami.
Zielona Góra podobnie jak z Winiarstwem, została z kabaretonami w ogonie. Wszyscy się śmieli do rozpuku. W Lidzbarku, Morągu, Koszalinie, Rybniku, a w Zielonej Górze marazm i smutek. Nawet resuscytacja miłości do piosenki rosyjskiej nie powiodła się.
I właśnie z tego powodu w kilku zielonogórskich głowach powstał pomysł, że jak rozbudujemy popeerelowski amfiteatr i zwiększymy dawkę kabaretowych łaskotek, to radość i szczęście wróci do miasta, a rechot ruszy z posad bryłę świata.