Prof. Zygmunt Ziembiński (Gandhi) na wykładach z socjologii prawa i moralności mawiał, że każda władza sobie podjada, ale nie każda robi to z taką klasą, jak np. junkrzy pruscy. Ponieważ mówił to w czasach pierwszej komuny, to łatwo było dorozumieć, że opinia Profesora odnosi się do pezpeerowskich działaczy, obsługujący wtedy dźwignie urzędów państwowych. Ciągnęli oni rentę władzy w sposób prymitywny, jak na komuszych buców przystało. Elity rządzące zawsze mają okazję do wymieniania sprawowanej władzy na pieniądze. W demokracjach taka wymiana nieomal jest normą, konstytutywną zasadą organizującą życie publiczne. Najczęściej koncesje, dotacje, ulgi i zwolnienia podatkowe, preferencje przy zamówieniach publicznych i dziesiątki innych regulacji (a konkretnie – sposobów ich zastosowania wobec zainteresowanych) są zamieniane przez czynowników na gotówkę. Wymiana w drugą stronę jest równie częsta: pieniądze budżetowe w zamian za zdobycie bądź utrzymanie władzy politycznej.
Renta władzy jest zjawiskiem występującym w każdym czasie i w każdym ustroju. Dzierżenie prawa do wykonywania jakiejś tam regulacji nakazanej przez państwo jest kapitałem, który stwarza pokusę wyciśnięcia z niego dochodu. Wynika z tego, że im mniej regulacji, tym mniej korupcji i skromniejsze rozmiary owej renty. Jednak i wtedy sprawujący władzę politycy otrzymują dodatkowy „dochód”, poza pensją, choćby w postaci latania samolotami czy opychania się ośmiorniczkami. Ponieważ trudno marzyć o tym, aby w naszym biednym kraju spadła znacznie ilość regulacji, bo „nie zawiążesz pyska” politykom na urzędzie. Jeśli w przeregulowanym państwie decydentami zostają cyniczni karierowicze i złodzieje, to „kamieni kupa” zostaje w krótkim czasie ze wspólnoty państwowej. Odcięcie takiej przestępczej ekipy od koryt, bez zasadniczej zmiany systemu, nie wyeliminuje pogoni za nieograniczoną rentą władzy, a slogany typu „wystarczy nie kraść” nie działają na dłuższą metę.
Z drugiej strony postulat taniej władzy jest bez sensu, a nawet może być groźny dla funkcjonowania państwa. Władza państwowa ma być przede wszystkim skuteczna, to znaczy ma być na tyle dobra, aby chronić interesy obywateli. A to co jest dobre nie może być tanie. Natomiast droga i nieskuteczna władza to przekleństwo, to przyczyna różnych plag i klęsk. Z tej perspektywy nawet jeśli dygnitarze podjedzą sobie zbyt obficie (ale nie jak przestępcy), lecz jednocześnie potrafią utrzymać w ciągłym ruchu skuteczne i dobrze urządzone państwo, to niech im będzie. Za takie dobro można machnąć ręką na loty marszałka z rodziną na festyny OSP i kół gospodyń. Nawet gdyby premier latał jednocześnie dwoma samolotami, w jednym on sam, a w drugim jego gała do haratania, to pies to trącał. Moglibyśmy się zgodzić na taką rozrzutność pod warunkiem, że zostałyby zlikwidowane np. podatek dochodowy i przepisy krępujące działalność gospodarczą.
Jednym słowem, chcesz i musisz władzo z samolotów jak z dorożek korzystać, to trudno, naród może za to zapłaci i jakoś to zdzierży. Tylko daj mu państwo w którym nie będzie obywatelom dobra wszelakiego ubywać, ale przeciwnie – będą mogli powiększać je sukcesywnie i w spokoju.
Rafał Zapadka
fot. Pixabay