Już drugi z kolei profesor zatrudniony w Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu ma czelność publicznie krytykować to, co jest surowo zakazane przez „starszych i mądrzejszych”. Najpierw prof. Jacek Bartyzel ośmielił się skomentować, płynące ze szczerego serca, słowa podziękowania premiera i ministra spraw zagranicznych Izraela za gościnę w Warszawie w lutym 2019 r., które wybrzmiały jak oskarżenie Polski o zbrodnie na żydach. Zamiast milczeć nieszczęsny ten profesor napisał, nawiązując do Pisma Świętego, że „Żydzi są plemieniem żmijowym, pełnym pychy, jadu i złości. Trzeba po prostu trzymać ich na dystans tak wielki jak tylko możliwe”. W jego ślady poszedł prof. Aleksander Nalaskowski. Jemu też zachciało się skorzystać z wolności słowa. Nie mógł się powstrzymać od krytycznej analizy marszów lgbt, które są – według niego – manifestacją „doktryny wojennej”. Antysemita i homofob w jednej i tej samej uczelni! Choć mogli milczeć i dać spokój, to wybrali jątrzenie oraz dali zły przykład. Nie da się spokojnie wytrzymać takiego widoku. Czy odważy się ktoś zaprzeczyć, że ta toruńska uczelnia jest siedliskiem zła, sprośnych błędów i bluźnierstwa?
Oczywiście, że nikt poważny, kogo obdarzono zaufaniem i w kim położono nadzieję, temu zaprzeczyć nie zdoła. Właśnie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu okazał się rektor UMK prof. Andrzej Tretyn. Nie tylko obnażył całą duszę swoją, ale i w lot „powinność służby swej [z]rozumiał”. Bez zbędnych ceregieli doniósł na swojego pracownika do prokuratury, gdyż podejrzewał prof. Bartyzela o popełnienie przestępstw nawoływania do nienawiści i znieważenia. Podobnie bez pardonu, ze słuszną zawziętością stupajki, rozprawił się z krytykiem lgbt. Za użycie niekoszernych sformułowań w felietonie prof. Nalaskowski został zawieszony i odsunięty od nauczania. Jednakże profesor ten okazał się hardy i nie przestraszył się. Prowokacyjnie oświadczył, że „wolno doktrynę LGBT krytykować”. A ponadto buńczucznie stwierdził: „Jestem nietolerancyjny dla tego co widzę na takich marszach”. Wychodzi na to, że powiedział on swoim zatroskanym przełożonym bez ogródek – a pocałujcie mnie wszyscy w …upę. Na koniec zaś dodał, burząc spokój uczonych, „czy ktoś zechce tak samo mówić jak ja i tak się zachowywać?”
Rektor Tretyn daje przykład jak należy brać za mordę profesorów oraz innych, co się za nadto rozdokazywali i wydaje im się, że wszystko wolno. Ich błąd wynika prawdopodobnie z naiwności. Oni myślą, że te uroczyste deklaracje o wolności, prawach obywatelskich, że to wszystko naprawdę. W uniesieniu wydaje im się, że gdy zachowają czyste sumienie, to „Drobiazgów parę się uchowa:/ Kultura, sztuka, wolność słowa” …
Na naszych państwowych uczelniach nie ma zbyt wielu podobnych do Bartyzela i Nalaskowskiego profesorów. Wolność słowa i badań naukowych, szczególnie w humanistyce, choć – i owszem – mogą być i w ogóle, to przecież nie są pracownikom nauki do szczęścia koniecznie potrzebne. Są „maleńcy uczeni” i bez tego bardzo zajęci „organizacyjną krzątaniną”. Złośliwcy i elementy radykalne, których przecież nie brakuje, dodają, że ponadto poświęcają się zawzięcie maskowaniu swoich zamulonych, politycznie poprawnych umysłów i bezwartościowej makulatury, którą produkują.
Rafał Zapadka
fot. Pixabay