„Jestem ofiarą hejtu i manipulacji” także w Radio Zachód – rozgłosił w wywiadzie ostatnio udzielonym tej rozgłośni Marcin Jabłoński, „banita” (3-letnią nieobecność w tej rozgłośni zwie banicją) i członek Zarządu Województwa. Dziś, gdy media ujawniły skazanie go za podawanie nieprawdziwych informacji, to utrefił się na ofiarę politycznej nagonki. Pół roku temu wystąpił jednak w zgoła innej roli. Wcielił się w wodzireja ataku na Radio Zachód i naganiacza w akcji zbierania podpisów pod apelem w sprawie „mowy nienawiści” na jego antenie (wyszło kiepsko – 120 podpisów). Łatwość z jaką przemienił się przyjemniaczek z ormowca politycznej poprawności i wroga wolności słowa w biednego żuczka i ofiarę hejtu, jest typowa dla Zasrancen. Zasrancen tak mają, że gdy nie podobają im się wygłaszane w radio twierdzenia, to dowodzi to – ich zdaniem – „bezkarności (sic!) w niektórych audycjach”. Pełno ich na wypasionych stanowiska i wesołych etatach, jak Polska długa i szeroka.
Na naszej prowincji występują m.in. pod wymownym szyldem „Lubuskie warte zachodu”. Jasne, że jest warte zachodu, zachodu i starań czynowników. Im więcej ich zachodów, tym dobrzej mogą wypić i zakąsić, a w przerwach „godnie” poreprezentować Lubuskie na zamorskich wycieczkach opłacanych z publicznych pieniędzy. Dla zamydlenia oczu podatników i wykazania swojej przydatności napiszą jakąś strategię rozwoju, długofalowy plan albo przeznaczą budżet na lubuski Park Technologii Kosmicznych. Na coś tak prostackiego jak np. na most w Cigacicach forsy nie dali. Natomiast na rojenia o „medycynie kosmicznej” („Przyszedł czas na kolejne nowe wyzwania” – tako rzecze marszałek Polak), na wystrzelenie całego lubuskiego choćby w kosmos – „ależ owszem czemu nie” Lubuszanom coś należy się i jakieś pieniądze się znajdą, najsampierw na etaty. Z drugiej strony być może tylko „medycyna kosmiczna” ma szansę pokonać bakterię New Dehli w uniwersyteckim szpitalu w Zielonej Górze, więc rozwijanie jej przez marszałkowo nie jest całkowicie nonsensowne. I tak nasi Zasrancen wzięli się za budowę „misia” „na skalę naszych możliwości”, aby odpowiadał „żywotnym potrzebom całego społeczeństwa” lubuskiego. Robią to co potrafią najlepiej. Z drugiej strony społeczeństwo nie ma wobec nich jakiś szczególnie wygórowanych oczekiwań. Ilu z nas zechce dzisiaj zaśpiewać „Man kann singen, Man kann tanzen, Aber niemals mit Zasrancen”?
Znacznie większy rozmach mają w Warszawie. Tam się przewala prawdziwe pieniądze – miliony euro. Tam dopiero buduje się „misie” co się zowie. Tamtejsi Zasrancen są fasadą dla prawdziwych fachowców, którzy zarabiają miliardy na budowaniu na odpieprz np. oczyszczalni, w myśl zasady czem bol’sze strojka tem bol’sze wzjatka. W konsekwencji hipstersko-wegańskie …ówno leci do Wisły i zalewa „ukochane i miasta i wioski”, lecz nie stolicę. Natomiast to, które wpadnie w rurociąg i trochę podeschnie jest wywożone jako osady, rzekomo „bezpieczne dla środowiska”, jak zapewnia prez. Trzaskowski. Można upewnić się czy to prawda w bardzo prosty sposób. Wystarczy na rogatkach miastach ustawić stójkowych, którzy zawrócą każdą ciężarówkę z „bezpiecznymi” osadami. Jeśli one to samo dobro, miód malina, to dlaczegóż by nie ubogacić nimi miasta i jego mieszkańców? Można je zrzucać na placu przed Pałacem Kultury, dawniej imienia Stalina. To byłby dopiero „miś” konweniujący żywotnym potrzebom Zasrancen z warszawki i całej naszej biednej ojczyzny.
Rafał Zapadka
fot. Pixabay