Jesienią 1971 r. z otwartą gębą słuchałem, w grupie nieopierzonych studentów socjologii w Poznaniu, wykładu docent Anny Michalskiej, z wydziału prawa, o doktrynie suwerenności ograniczonej Breżniewa. Powiedziała ona otwartym tekstem mniej więcej, że suwerenność PRL jest ograniczona socjalizmem, któremu przewodzi Związek Radziecki. Blisko sześćdziesięciu słuchaczy przyjęło tą odważną wypowiedź po części z niedowierzaniem. Na następnych wykładach pytaliśmy ją o szczegóły tej doktryny, ale Pani Profesor (tytuł profesora zwyczajnego otrzymała kilkanaście lat później, jeszcze za I komuny) twardo odpowiadała, że na pewno o niej nam nie mówiła i że to musi być jakaś pomyłka. Pozostało nam spenetrować suwerenność ograniczoną na własną rękę, kierując się m.in. wnioskami z najazdu wojsk rosyjskich, wespół z polskimi i innych „demoludów”, na Czechosłowację w 1968 r.
Jesienią 2019 r. dwóch senatorów USA napisało do naszego premiera, że polski podatek miedziowy jest stanowczo za wysoki dla amerykańskich przedsiębiorców. Jeden z nich, Thomas Kaplan, chętnie powydobywałby naszą miedź, ale przecież nie jest głupi, aby płacić tak duży podatek. Niech go KGHM płaci, lecz nie geszefciarze z Nowego Jorku, którzy zasługują na „usunięcie barier”, gdyż w zamian uwolnią „potencjał polskiej gospodarki”. Autorzy listu nie patyczkują się i wala prosto z mostu, że Stanom należą się różne przywileje w Polsce w zamian za obronę przed ewentualną agresją Rosji. W liście nie ma oczywiście żadnego nawiązania do doktryny ograniczonej suwerenności zewnętrznej, a tylko dobrotliwe zwrócenie uwagi, że efektywnym sposobem na „utrzymanie naszego niezwykle ważnego sojuszu jest ściślejsza współpraca gospodarcza”. Czy to wystarczy, aby Warszawa aluzju poniała?
Na odcinku suwerenności wewnętrznej występować mogą także różne ograniczenia. W zasadzie nie powinno być najmniejszej wątpliwości, że to nie sądy i sędziowie sprawują „władzę zwierzchnią”, lecz naród poprzez parlament. Pomimo tego władza sądownicza wypięła się ostentacyjnie na konstytucję i próbuje zagarnąć władzę (ogranicza suwerenność) przynależną ustawodawcy oraz prezydentowi. Wyrazem tego jest niesłychanie agresywne postanowienie sądu okręgowego w Olsztynie, które kwestionuje uprawnienia konkretnego sędziego do orzekania, choć został on powołany przez prezydenta! Akt powołania na sędziego uniemożliwia i wyłącza jakąkolwiek dyskusje o jego statusie. Mamy do czynienia z ograniczeniem suwerenności wewnętrznej za pomocą buntu części środowiska sędziowskiego. W poważnym państwie „władza zwierzchnia” wzięłaby takich sędziów za pysk i zrobiła z nimi raz na zawsze porządek. Bunt sędziów przeciw państwu wywołuje anarchię, która wpycha kraj na równię pochyłą. Niepowstrzymany zjazd w dół kończy się upadkiem.
Rafał Zapadka
fot. Pixabay