Oczywiście władze PiS miały świadomość, że urzędnicy przodujący w walce z mafiami vatowskimi są na celowniku bandziorów. Po zdetonowaniu przez TVN „kamienicy Banasia” prezes Jarosław Kaczyński zauważył, że Marian Banaś „zabrał co najmniej dwieście kilkadziesiąt miliardów przestępcom” i dlatego „ma wrogów i ci wrogowie mogą posunąć się do daleko idącej operacji”. Zatem proponując go sejmowi na prezesa NIK zdawał PiS sobie sprawę kim jest jego nominat, co ma za uszami i jakiego rodzaju operacje mogą być podjęte przeciwko niemu. Przede wszystkim ludzie, którzy zaproponowali go na super kontrolera musieli być przekonani, że daje on gwarancje przewidywalnego działania na urzędzie, czyli że będzie się sprawował tak jak się od niego oczekuje, jak się umówiono.
Przypuszczenie, że służby specjalne nie odrobiły zadania i nie zebrały „materiałów obciążających” musi przerażać, bo jego prawdziwość potwierdziłaby niestety w całej rozciągłości tezę, że Polska to państwo z dykty i papier mache, w którym źli ludzie mogę bez trudu przenikać do państwowych struktur. Wolę odrzucić tę ewentualność, aby nie dołować się i już chętniej dopuszczam możliwość, że jednak jakaś operacja, którą przewidywał J. Kaczyński, udała się i niewykluczony był w niej współudział ludzi z aparatu obecnej władzy, skaptowanych przez gangsterów. Nie od rzeczy jest także brać pod uwagę, że nowy prezes NIK, jak już tylko usadowił się w fotelu, dał do zrozumienia, że będzie jednak „grał swoje” przede wszystkim. Jeśli tak było, to naturalne jest szarpnięcie cuglami – z okrzykiem „panie Marianie nie tak się umawialiśmy” – i żądanie dymisji połączone z medialną nagonką. Jak na razie prezes NIK nie poddaje się i sprawia wrażenie, że ma w ręku kieł narwala, którego użyje bez wahania, jak piki, do swojej obrony. Gra pewnego siebie, czy też ma jakiś atut w zanadrzu? Zuchwale mówi, że to dobrze iż sądy „skrupulatnie wyjaśnią wszystkie wątpliwości”.
W połowie lat 90. ubiegłego wieku Jerzy Urban opublikował w NIE wywiad z jednym z oficerów służb specjalnych. Oficer ten powiedział, że służby PRL stoją za każdym przekrętem w Polsce, ale prawda o tym nigdy nie wyjdzie na jaw, gdyż będą kłamać, pomawiać, a w ostateczności zlikwidują świadków i dociekliwych. Ludzie komuszych służb (lub ich „resortowe dzieci”) byli i są poutykani w różnych newralgicznych instytucjach państwowych i samorządowych. W ministerstwie finansów usadowiło się ich wielu, a kilku z nich, podwładnych pana Banasia, założyło i kierowało grupą przestępczą, która w latach 2015 – 2018 fikcyjnie obracała sztuczną biżuterią i tarcicą. Jeden z tej bandy siedzi w areszcie od września 2018 r. i mimo to (długi czas śledztwa) jego przełożony nie został zatopiony lecz jego kariera rozwijała się w najlepsze. Dość powiedzieć, że cała ta sprawa jest tak niepokojąca, jak dziwna. Poruszamy się w dymie propagandy, wśród okrzyków nagonki, apeli o natychmiastową dymisję i komunikatów prokuratury, że prowadzi postępowanie w sprawie. A jak było naprawdę? „Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.”
Rafał Zapadka
fot.Pixabay