Większość z nas czyli suwerenów nie zdaje sobie sprawy, że ktoś nami jak stadem baranów steruje. Bodaj najważniejszym aspektem tego sterowania jest edukacja. Ta szkolna i ta medialna. Istotą obu jest odcinanie nas od prawdy historycznej. Tworzenie wciąż nowych wersji historii zgodnie z, jak to się kiedyś mówiło, mądrością etapu, jest jej sensem i treścią. Krystalicznym przykładem tej operacji, czynionej na żywca i bez znieczulenia, jest rzeźba chłopca z konikiem.
Rzeźbę tę sporządził dla krośnieńskich koszar hitlerowski rzeźbiarz, bo jego bratanek, czy siostrzeniec szykował się w Krośnie do agresji na Polskę. W zamyśle twórcy rzeźba miała być metaforą stawania się mężczyzną. Chłopiec przez zapanowanie nad źrebakiem, doznawał inicjacji w procesie stawania się ubermenschem, czyli hitlerowskim nadczłowiekiem. Rzeźba witała poborowych przy bramie koszar, milcząco przekazując im, że każdy z nich może zostać wybrańcem bogów i ruszyć w świat walczyć dla chwały III Rzeszy. Taki przekaz podprogowy. Do 1945 roku.
Po wojnie, kiedy do Zielonej Góry i Krosna przyjechali nadludzie na sowieckich tankach, a inni w bydlęcych wagonach z tego samego kierunku, konik trafił do Zielonej Góry. Stara, wręcz mitologiczna, przypowieść, nieco żartobliwa, mówi, że na Ziegelbergu, zanim został Wzgórzem Winnym, była ślizgawka, która sobie dzieciaki urządzały na jego zachodnim zboczu. Zaczynała się pod domkiem winiarza Gremplera, a kończyła na Breslauerstrasse, czyli dzisiejszej Wrocławskiej. Dzielni nadludzie z MO, dla dobra dziatwy, przytaszczyli więc pod osłoną nocy spiżowego konika z Krosna i postawili, w poprzek ślizgawki, czyli mniej więcej tam gdzie dzisiaj stoi. Ponieważ nowym nadludziom wolno wszystko, nikt w Krośnie nie zaprotestował. No i konik zapuścił korzenie i oswoił zielonogórski krajobraz. Tyle historii.
Obecnie, kiedy nadczłowiekiem zbiorowym został suweren, uruchomiono program sterowania nim tak, aby domagał się powrotu konika do Krosna. Krosno cierpi na wszystkie dolegliwości prowincjonalnego miasteczka, które zapada się gospodarczo i cywilizacyjnie. Wojsko, które to miasto żywiło, zmieniło sojusze i wstąpiło do NATO, zaś młodzi dzieli wojskowi emeryci zajęli się gospodarczą eksploatacją przygranicznych szans. Stąd w mieście sporo BWM i AUDI, a w Biedronce pracują Ukrainki, mimo oficjalnego braku miejsc pracy. Mniej zaradni emigrują i jakby nie pudrować propagandowo rzeczywistości, miasto umiera. W tej sytuacji władza, którą teraz terroryzuje suweren, musi dla zachowania twarzy, no i stołka, coś suwerenowi ładnego dać. I padło na źrebię spod Palmiarni, które słusznie zresztą z obiektywną prawdą zostało ukradzione, choć z drugiej strony, w czasach przenosin konia, nadludzie, których tego dokonali, uczynili to w słusznej sprawie, a zatem o kradzieży nie było mowy.
Teraz mamy nierozwiązywalny konflikt pomiędzy słusznością dwóch sprzecznych mądrości etapu. No i co zrobi władza wiedziona ku świetlanej przyszłości, mądrością etapu?