Pewien przedsiębiorca z Wielkopolski wykorzystał puste hale po Zakładach Mięsnych w Przylepie na składowanie odpadów. Kiedy wydzierżawiał te hale wszyscy byli szczęśliwi. Właściciel hal, starosta, który się podpisał pod stosownym papierem, wójt gminy, w której dogorywały budynki po byłym kombinacie mięsnym, zbudowanym nam przez Szwedów w ramach budowania II Polski. Polska wkroczyła na dumna drogę urynkowienia wszystkiego i liczyła się tylko kasa. Zaś po wstąpieniu do UE, kiedy nasze granice stanęły otworem dla wszystkiego co pochodziło z Zachodu, każdy kto wzmacniał gospodarkę sprowadzaniem czegokolwiek z krajów dawnej Unii, zasługiwał na miano rynkowego super bohatera
Ów przedsiębiorca, w myśl panującego w Polsce trendu trzepania kasiory na chama, dzierżawił w Wielkopolsce kilka a może kilkanaście obiektów. Po miastach i wioskach, bo był kreatywny i niesiony falą rynkowego liberalizmu. Zaniosła go ona nawet w stolicy gospodarczej kraju – Poznania. I jak to z prawdziwymi biznesmenami bywa, postanowił zracjonalizować koszty, co sprowadzało się do wzięcia kasy i zniknięcia. I w ten dosyć banalny sposób gmina wiejska Zielona Góra została z kukułczym jajem.
Kiedy wmawiano mieszkańcom miasta Zielona Góra korzyści z przyłączenia gminy wiejskiej, nikt o tym jaju się nie zająknął. Miejscy urzędnicy sumujący słupki finansowych korzyści nie uwzględnili w saldzie beczek z niekomfortową zawartością, a prezydent miasta, będący twarzą gminnego mariażu, we wianie otrzymał zwycięstwo wyborcze i owe beczki.
Beczki sobie stały i rdzewiały, no bo taka ich uroda. Kiedy zaczęły przeciekać, zrobił się rwetes. Że smród, że bomba ekologiczna i takie tam ekologiczne dyrdymały. No i stanęło na tym, że trzeba będzie sięgnąć do budżetowej kieszeni po większą kasę. Mowa o milionach. Z ostatnich plotek wynika, że miasto, chce te cieknące beczki podrzucić władzy marszałkowskiej. Tyle faktów pora na wnioski.
Zabawa w kapitalizm gminnych włodarzy przypomina kąpiel w basenie w którym zadomowiły się piranie. Samorządowcy niefrasobliwie podpisują papiery, plotą o gospodarce, kumplują się z egzotycznymi przedsiębiorcami, mało świadomi konsekwencji swoich decyzji. Potem udają niewinnych. Koszty tej niewinności ponosimy my, czyli równie niefrasobliwi wyborcy.
I tu pora na pointę. Przedsiębiorcę od kukułczego jaja dopadła jednak kasta strażników konstytucji i postawiła tego dzielnego rekina biznesu przed sądem. W Poznaniu. A ten z całą surowością wymierzył mu karę 40 tys. złotych grzywny i jakiś drobny areszt. Tego roku . Na wiosnę.