Walka z ocieplaniem się klimatu już teraz oznacza mniej wolnego rynku i coraz więcej interwencjonizmu państwowego. Państwa poprzez system prawny stały się kluczowym regulatorem gospodarki – coraz mniej liberalnej. Konsekwencją tego stanu rzeczy jest kolejny etap wzrostu znaczenia merytokracji (różnej maści ekspertów), kosztem wybieranych demokratycznie przez społeczeństwo: posłów, senatorów, deputowanych, etc. W skali Unii Europejskiej oznaczać to będzie wkrótce, lawinowy spadek rangi narodowych parlamentów, wzmożenie europejskiej legislacji i nadawanie nadzwyczajnej roli raportom ekspertów – nie pochodzących jak wiadomo z powszechnego wyboru.
Czy jesteśmy gotowi na tak drastyczne zmiany w otoczeniu gospodarczym i politycznym? Zwłaszcza, że nie wszyscy przedstawiciele świata nauki są przekonani o tym, że za wzrost temperatur w wielu częściach globu odpowiada przede wszystkim emisja CO2. Ich poglądy są jednak deprecjonowane przez polityczny i naukowy mainstream.
Przy dużo mniejszej emisji CO2 niż dzisiaj, dochodziło już wielokrotnie w historii ludzkości do wzrostu temperatur, w wielu częściach kuli ziemskiej. Dziś skuta lodem Grenlandia (nazwa oznacza zielony ląd) była we wczesnym średniowieczu ciepłą krainą. Bywało również odwrotnie. Kilkaset lat temu, można było z Polski przejechać do Szwecji saniami przez skuty lodem Bałtyk. Później temperatura znów mocno wzrosła.
Nad aktywnością Słońca, zmianami prądów morskich i biegunów Ziemi – czyli nad naturą – nie panuje żadna nauka uniwersytecka ani najgłośniejsi eksperci.
Najwyraźniej potrzebujemy więcej refleksji żeby to zrozumieć.