Sama koncepcja syna Boga nie była nowatorska. Ale myśl o tym, że człowiek staje się Bogiem, już taką była. I zdarzyło się, że mężczyzna o spotykanym w Izraelu imieniu Jezus mocno wpłynął na dzieje ludzkości.
Jako chłopiec uczęszczał do synagogi i studiował Torę, ale urzekły go również nauki wędrownego kaznodziei, Jana Chrzciciela od którego przyjął chrzest w rzece Jordan i został jego uczniem. To właśnie Jan rozpoznał w Jezusie baranka bożego i pchnął go na drogę ku nieśmiertelności. Uczniowie Jezusa rozpoznali w nim Mesjasza i ponieśli jego nauki do syryjskich, greckich i rzymskich pogan.
W ten sposób jeden z apokaliptycznych odłamów judaizmu wyewoluował po kilku wiekach w wielką religię, która już pod koniec epoki antycznej ogarnęła ówczesną rzymską Europę, duże obszary Afryki i Azji aż po Chiny. Wielkość Chrystusa polega na tym, że zmienił prawo swoich koczowniczych azjatyckich przodków w rewolucyjną (w owych czasach), koncepcję miłosierdzia. Jak zauważył przenikliwie wielki historiozof Matila Ghyka „Osobistym wkładem Jezusa jego darem dla świata była miłość”. Miłość do ludzi i szerzej – jako światło pokoju. Jego siłę docenili również buddyści. W kaszmirskiej pieśni znanej jako „Kamacz”, Chrystus jest określony „jaśniejszym od Słońca i Księżyca”.
Ludzkość łaknie miłości, światła w ciemnościach i pokoju. Dlatego nadal do nas przemawia dramat życia i śmierci bożego syna z północnej Galilei.