Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 18. 01. 20
Na początku test niezbędny wszak z powodów metodologicznych, czyli formalnych w istocie. Proszę zatem dla porządku i uczciwość intelektualnej przypomnieć sobie definicje praworządności (formalnej i materialnej) z „równością, wolnością sumienia, wyznania i poglądów oraz prawem do życia” na czele. Nie pomijając wszak tzw. koncepcji filozofa prawa Fullera („wewnętrzna moralność prawa”). Ale też prostej nad wyraz konstytucjonalności, którą w suwerennym państwie prawa (?) ocenia Trybunał Konstytucyjny działający zgodnie z ustawami (Sejm, Senat).
Jakie to proste?! Ale czy objaśnia dzisiejszą sytuację choćby na jotę? Np. kwestię pierwszeństwa prawa unijnego nad prawem suwerennie stanowionym w parlamencie RP? No właśnie! Tzw. „narracje” w sferze prawa i prawnego porządku mają wszak ogromny zakres logicznych i interpretacyjnych nadużyć, a odnoszą się przecież (wspominam po raz kolejny!) do powszechnej nieznajomości materii, określanej zgrabnym terminem „ad ignorantiam”.
Czas więc na kilka wątków już dziś historycznych zgoła, a odnoszących się do rożnych (politycznych, ideowych, prawnych i personalnych) aspektów prawniczej degeneracji i demoralizacji, o których wspomniałem już tydzień temu. Otóż zanim otrzymaliśmy Konstytucję RP (1997 r.!) nad wyraz niedoskonałą, mieliśmy fatalną w skutkach prawnych, społecznych i moralnych prezydenturę TW Bolka i jego Kancelarii, w której roiło się od tajnych współpracowników SB na czele z wielebnym kapelanem („dodatkowo” pedofilem!). Ale najważniejszą rolę w prawnej demoralizacji i prymitywizacji odegrał prof. Falandysz (nota bene AA) ze swoją „falandyzacją prawa”. A wspominam o ruchu Anonimowych Alkoholików, który z USA „przywieźli” do Polski i Falandysz i Osiatyński, bowiem wywody tego ostatniego, to był początek końca rozumienia w III RP koncepcji prawa naturalnego („prawo to jest minimum moralności”!). W PRL-u wprawdzie obowiązywała tzw. marksistowska filozofia prawa (pozytywizm prawny) i o prawie naturalnym słyszało się nie tylko wśród naukowców – prawników, ale też praktyków (Bednarkiewicz, Siła – Nowicki, Olszewski, Kochanowski czy Dubois – ojciec!).
Wybaczą Państwo na koniec tego wywodu wątek osobisty. Kiedy prof. Wiktor Osiatyński (AA) mieniący się wówczas (połowa lat 90.) „konstytucjonalistą” opublikował opinię, w której z premedytacją (jak sądzę) użył wielokrotnie, zamiennie pojęć prawo naturalne i prawo natury, opublikowałem teksty kpiarskie i … nokautujące (Rzeczpospolita i Słowo) na co ów odpowiedział nerwowo i obraźliwie zarzucając mi nieznajomość… najnowszych trendów amerykańskich (sic!). Zapowiadając zaś felieton przyszłotygodniowy, drobny cytat z prof. Rzeplińskiego w sprawie sędziowskiego, par exelance politycznego marszu w togach. Czy jest zgodny z prawem? Jest zgodny z potrzebą!- odrzekł pragmatycznie ów „pracowity” sędzia i prezes (cała kadencja w TK bez urlopu!)