Zbrodniczy wirus nie tylko sparaliżował gospodarkę, usługi medyczne (np. lekarze rodzinni odseparowali się od pacjentów) i codzienne relacje między ludźmi, ale także zniweczył „ambitne plany” organizatorów marszów równości. W Zielonej Górze trzeci z kolei został odwołany, bo – jak stwierdzili organizatorzy – „nie jest [marsz] najważniejszą rzeczą”. Co zatem „tęczowi” stawiają wyżej niż świętowanie różnorodności na naszych ulicach pod hasłem przeciwdziałania dyskryminacji? Okazuje się, że łakną i pragną bezpieczeństwa. Na pierwszym miejscu stawiają bezpieczeństwo swoje, które nazwali „bezpieczeństwo nasze”. Zauważyli także bezpieczeństwo pozostałych, czyli w ich nomenklaturze „bezpieczeństwo wasze”.
Na tle zachodniej Europy niestety nasz kraj wypada cokolwiek prowincjonalnie i trąci postępem drugiej kategorii. W takiej na przykład Hiszpanii feministki, które są „elementem socjalnie bliskim” lgbt i wszystkim 58 płciom, odważnie manifestowały 8 marca w 120-tysięcznym pochodzie na ulicach Madrytu. Ich determinację podtrzymywał rząd, który przed manifestacją uspokajał, że nic się nie dzieje, choć wiedział, że stolica jest głównym ogniskiem Covid-19. Zapewne strachliwe zielonogórskie feministki nie zmienią decyzji w sprawie odwołanego marszu pod wpływem swoich bohaterskich sióstr w Madrycie. Feminizm albo śmierć! Socialismo o muerte! Nasze prowincjonalne feministki są nieczułe na takie hasła. Po udanej manifestacji 8 marca Madryt stał się epicentrum epidemii.
Nasz rząd wprowadził zakaz opuszczania koszar … przepraszam, jakich tam koszar – miejsc zakwaterowania, a mógł przecież nie poprzestać tylko na tym. W walce z epidemią każdy rząd może sobie pozwolić na dużo, ciesząc się z filozoficznej akceptacji wrażanej w zadumie: „słuszną linię ma nasza władza”. Być może społeczeństwa państw zachodnich byłyby nawet skłonne pogodzić się z zakazem seksu grupowego. Właśnie internet obiegła wiadomość satyryczna i nieprawdziwa, że minister zdrowia Belgii zarządziła: „wymiana żon, trójki i orgie z sześcioma, pięćdziesięcioma, stu lub więcej osobami jest niedozwolona, dopóki infekcja nie zniknie”. Dowcip ten warto czytać w kontekście aforyzmu autorstwa Nicolasa Gomeza D’avili, przyrównującego zachowania współczesnych społeczeństw do zachowań zwierząt w rui.
Jak już zeszliśmy na takie tematy, to warto przypomnieć zalecenia formułowane w czasie epidemii w średniowieczu i wiekach późniejszych. M.in. potępiano wtedy rozwiązłe życia, prostytucję i sodomię. Dla mężczyzn była taryfa ulgowa: uważano, że nie powinni oni wstrzymywać się od stosunków ze względu na zatrzymywane w organizmie nasienie, które może sprzyjać zakażeniu. Feministki w Zielonej Górze, na czele z szanowną panią poseł Anitą Kucharską – Dziedzic, na pewno potępiłyby kolportowanie takich sakramenckich herezji, z uwagi na wykluczenie, dyskryminację i inne takie rzeczy, na które są cięte niebywale.
Jeśli przymusowe zakazy i kwarantanny potrwają czas dłuższy, to może upowszechnić się w masach dążenie do zaznawania wszelkich rozkoszy i poszukiwania silnych podniet, zanim nadejdzie śmierć. Niektórzy wybiorą program “jedz, pij, wesel się, bo jutro pomrzemy”. Inni uświadomią sobie, że goniąc koronawirusa, można zabić człowieka. To opinia mojego znajomego kardiologa. Zwraca on uwagę, że nie tylko zabija ten wirus. Inne choróbska cały czas są też czynne, a w warunkach zakazu przemieszczania się, będą jeszcze bardziej czynniejsze.
Rafał Zapadka (26.03.)
fot.Pixabay