Kiedy wszyscy rozsądni ludzie dociekają jakimi motywami kierował się prezydent RP, a w sprawie pojawiają się oświadczenia skrzywdzonej rodziny, oto on, były członek PO i mecenas Jerzy Synowiec idzie na całość. Powiela na swoim Facebooku okładkę „Faktu” mającą uderzać w prezydenta Dudę i depczącą prywatność ofiary ohydnego przestępstwa pedofilii. Ofiary, która po latach, jako dorosła osoba zadeklarowała, że swemu dawnemu oprawcy wybacza a prezydenta poprosiła o akt łaski. Łaski potrzebnej po to – jak deklaruje – aby spróbować coś zbudować od nowa.
Tego, który decyzję Andrzeja Dudy próbuje zrozumieć, co niełatwe wobec dramatycznych okoliczności sprawy, Synowiec bezceremonialnie posądza o… bliskość duchową z pedofilem. Ten ktoś, to wg. gorzowskiego radnego ja. I jakby tego było mało, w efekcie to Jerzy Synowiec czuje się obrażony i próbuje mnie uciszyć przy pomocy mego pracodawcy. Ordynarnych prób nacisku i manipulacji ze strony mecenasa jest zresztą więcej i nawet toga nie nadaje im cienia powagi.
Sama publikacja okładki przez Synowca, nie tylko mnie poruszyła. Na jego profilu nie zabrakło krytycznych komentarzy uznających, że nie licuje to z powagą osoby publicznego zaufania i prawnikowi zwyczajnie nie przystoi. Można jednak uznać, że ten wpis, to celowe sprowadzenie debaty do poziomu tabloidowej kloaki: dużo, kolorowo, powierzchownie i o niczym. To próba przeszkadzania w poważnej publicznej dyskusji w sposób, jaki określony został mianem „chamskiej hołoty”.
W komentarzach internautów czytamy np.:
„Pan mecenas i publikuje takiego szmatławca? Upadek etyki dziennikarskiej to jedno, ale widać i prawniczej. Wielka musi być ta zła wola, żeby naruszać czyjejś dobre imię w imię propagowania niemieckiej narracji.”
– napisała jedna z użytkowniczek portalu.
Zakładając mimo wszystko dobrą wolę u uchodzącego za szanowanego w Gorzowie i wpływowego prawnika, zapytałem czy wobec deklaracji wybaczenia u ofiary, odbytej przez przestępcę kary i resocjalizacji – w której skuteczność, w przypadku kogoś, kto wyszedł z więzienia wierzyć wypada – kwestionując akt łaski, jest on za karą śmierci lub jakąś inną formą społecznej banicji dla sprawców pedofilii. Jeśli bowiem a priori przyjąć, że są ludzie, dla których nie ma szans, to po co w ogóle ich izolować? Po co resocjalizować?
Z więzień wychodzą codziennie setki ludzi odpowiedzialnych za mniejszego czy większego kalibru przestępstwa, jak i za ciężkie zbrodnie. Wychodzą bez wybaczenia i pojednania z ofiarami i widoków na to. Wychodzą i pedofile. O ile należy trzymać ich z dala od dzieci, które skrzywdzili, o ile nie powinni móc pracować nigdy w bliskości innych dzieci i o ile państwo ma obowiązek monitorować ich zachowanie szczególnie starannie, o tyle człowieczeństwa im odmawiać nie wolno. Cień nadziei zostawić należy. W odpowiedzi doczekałem się w pierwszej kolejności insynuacji, że ułaskawiony przez prezydenta pedofil, jest „miły mojemu sercu”:
Cała reszta nie jest w tym miejscu istotna, skoro za cel Synowiec obrał sobie nie problem, a osobę pytającego. To zamknęło pole do jakiejkolwiek merytorycznej rozmowy. To właśnie retoryczna metoda na „chamską hołotę” zamknęła drzwi do jakiegokolwiek porozumienia.
Jeśli ktoś z Czytelników ma ochotę prześledzić całość konwersacji, jest ona dostępna w serwisie Facebook pod tym adresem.
Prezydent przedłożył dobro człowieka nad polityczną kalkulację. Z mojej strony: szacunek
Wierzę, że znosząca zakaz kontaktu decyzja ułaskawieniowa prezydenta była głęboko przemyślana i kierowana dobrem tej konkretnej rodziny. Była daniem przez Rzeczpospolitą szansy na jej przyszłość. Prezydent Duda wiele zaryzykował, zarówno w kwestii odpowiedzialności moralnej za dalszy los tych ludzi, ale i politycznie. Nie spotkałem dotychczas polityka, który w przededniu kampanii podjąłby mogącą budzić takie kontrowersje i polityczne reperkusje decyzji. Jednostkowej decyzji, dotyczącej konkretnego człowieka. Znajduję na to jedno wytłumaczenie: zimna polityczna kalkulacja nie nakazała prezydentowi odłożyć tej sprawy ad acta i zamieść pod dywan. To pozwala mi osobiście – wbrew hołubionym przez Jerzego Synowca na Facebooku okładkom “Faktu” – mieć o Andrzeju Dudzie dobre zdanie jako o człowieku. Tę wdzięczność deklaruje zresztą i rodzina sprawcy. Mam tej rodzinie nie wierzyć? Wolę powiedzieć: oby jej się udało!
A co zimna kalkulacja polityczna nakazała mecenasowi Synowcowi na kilka dni przed II turą? Opublikować ohydę na Facebooku i stygmatyzować tego, który się z tym nie zgadza? Wnioski narzucają się same.
O co chodzi teraz mecenasowi?
Jerzy Synowiec poczuł się dotknięty moim odniesieniem do „chamskiej hołoty”. Uznał, że to on indywidualnie nią jest. Kolportuje wyrwany z kontekstu fragment wygodny dla siebie, zupełnie pomijając to, co napisał pod moim adresem i do czego się odniosłem.
https://www.facebook.com/AdwokatGorzowJerzySynowiec/posts/3418445321502081
Bardzo nieładna zabawa. A gdzie podziała się odwaga do rzeczowej polemiki tam, gdzie się ją samemu wszczęło, czyli na Facebooku? Lepiej wprzęgać w to instytucje? Może sądy?
Podsumowanie i prośba
Panie mecenasie, postąpił Pan wysoce niegodziwie. Zarówno publikując okładkę „Faktu”, którego wydawca mam nadzieję zostanie zobligowany przez sąd do zapłaty kary rodzinie ofiary, ale i wobec mnie, przypisując mi „bliskość serca” ze sprawcą pedofilii.
To nie Pan, a forma dyskusji, w której odwraca Pan uwagę od problemu i w perfidny sposób przekierowuje ją na pytającego, imputując mu najgorsze możliwe cechy, zasługują na miano „chamska hołota”. Każdy, kto choć trochę rozumie specyfikę Facebooka i zadał sobie trud prześledzenia wątku, doskonale o tym wie. Czy nie wie prawnik czytający tomy akt i dokonujący ich syntezy?
Jeśli jest Pan na to gotowy, możemy wspólnie potępić np. prof. Hartmana za wypowiedź nt. rejestru pedofilów: „piętnowanie pedofilów narusza ich prawa” i jednocześnie lansowanego przez „Gazetę Wyborczą” zwolennika dyskusji o legalizacji związków kazirodczych. Jest Pan na to gotowy? Ja, mimo tego co Pan mi tak śmiało insynuuje, jestem.
Mam już całkiem na koniec gorącą osobistą prośbę: proszę zostawić moje serce w spokoju. Przyjaciołom, bliskim, spowiednikowi i wreszcie Bogu. Może kiedyś – oby nie – kardiologom. Chyba, że o sprawcy zbrodni, którego Pan będzie zawodowo reprezentował przed sądowym majestatem RP, także będę mógł bezceremonialnie pisać kiedyś, że to „miły Pana sercu człowiek”.
Fot. Pixabay