Marksiści jak mantrę powtarzają, że religia jest zródłem wojny. Pragną nam wmówić, że religia jest idealną pożywką dla drzemiących w nas barbarzyńskich instynktów. Przekonują, że ludzie pragną się wzajemnie mordować, bo mają inne koncepcje życia po śmierci i inne książki uznają za święte. Twierdzą, że wiara w Newtona i Einsteina, czyli racjonalizm są receptą na wszystkie bolączki ludzkości, w tym także na religijne opium kreujące w nas atawistyczne instynkty nietolerancji, rasizmu i radosnego biegania z kałachem w pogoni za wrogiem.
Marksiści jak mantrę powtarzają, że religia jest zródłem wojny. Pragną nam wmówić, że religia jest idealną pożywką dla drzemiących w nas barbarzyńskich instynktów. Przekonują, że ludzie pragną się wzajemnie mordować, bo mają inne koncepcje życia po śmierci i inne książki uznają za święte. Twierdzą, że wiara w Newtona i Einsteina, czyli racjonalizm są receptą na wszystkie bolączki ludzkości, w tym także na religijne opium kreujące w nas atawistyczne instynkty nietolerancji, rasizmu i radosnego biegania z kałachem w pogoni za wrogiem.
Warto przy okazji zauważyć, że racjonalny nie znaczy mądry. Słowo racjonalny znaczy jedynie tyle, że posługujący się rozumem i logiką. A to oznacza, że wszystkie tak zwane racjonalne pomysły są tworem ludzkiego rozumu. Rodzajem intelektualnej abstrakcji zrodzonej w naszych mózgowych zwojach. I niezależnie jak owe zwoje są splatane i jak bardzo pozakręcane, to to co w nich powstaje jest z istoty rzeczy oderwane od rzeczywistości. Rzeczywistość, to realność. To co istnieje nie w racjonalnym umyśle, ale w istniejącej weryfikowalnej namacalnie rzeczywistości. A rzeczywistość w odróżnieniu od racjonalności, da się osobiście sprawdzić.
Widzimy zatem, że racjonalizm i realizm to dwa światy. Ten pierwszy, racjonalny opiera się na autorytecie, czyli tym, że ktoś powiedział, a nie na tym, jak nakazuje realizm, na tym co istnieje. Fakt, że ktoś uznany za autorytet coś powiedział, wcale nie oznacza, że to o czym ów autorytet powiedział istnieje realnie. I tak jest z mitem, że istnieją jakieś wojny religijne. Religie są raczej rodzajem systemu motywacyjnego, krojem intelektualnego munduru, w który wciskają nas tak zwane autorytety, aby sterować mięsem armatnim każdej wojny.
Racjonalizm, a zatem życiowa praktyka, podpowiada, że aby udać się na wywczasy do Chorwacji, potrzeba samochodu, kasy na paliwo, funduszy na wikt i opierunek. Zatem taki banał jak chęć leżenia plackiem na jakieś odległej od domu plaży, nawet bez pięciogwiazdkowego full serwisu, wymaga środków finansowych w ilości, tak, na oko, 100-200 złotych od osoby dziennie.
Racjonalizm pozwala uzupełnić, to dosyć powszechne doświadczenie i policzyć ile kosztuje wysłanie 1 milionowej armii na podbój sąsiedniego kraju, nawet jeśli by chciała ona napaść na sąsiada tylko po to aby się opalać. No powiedzmy przez miesiąc. Mnie wychodzi ok pół miliarda.
Ale przecież nikt nie wysyła armii, aby się opalała. Zauważmy, że armia najeżdża sąsiada nie oplami, a czołgami. Jak do kosztów opalania, dodamy koszt, no powiedzmy 1000 czołgów i skromnej eskadry 100 F-16, to koszty radykalnie rosną. O szereg dodatkowych zer z prawej strony liczby oznaczającej koszty. I słusznym jest, wcale nie abstrakcyjne pytanie – kto daje na to kasę.
Mało kto wie, że Rosja, jeszcze nie spłaciła amerykańskim bankom wojennego kredytu na pokonanie faszyzmu. Mało kto przeczytał, że podczas wojen husyckich, koszt 1 wystrzału z bombardy, to taka większa armata, wynosił 10 krów. Salwa z katiuszy była na pewno droższa.
Realnie zatem, każda wojna potrzebuje kredytu. Jak bank kredytu nie da, to sobie nie można kupić nawet sokowirówki. Bo bank na kredycie, a zatem i na wojnie, zarabia. I to całkiem nieźle.