Powrót do szkoły w tym roku jest dość szczególny. Nad ilością procedur, które będą towarzyszyć dzieciom, ich rodzicom i nauczycielom przez przynajmniej rok nie warto się pochylać, skoro trzeba będzie się do nich stosować. Dwa aspekty tegorocznego powrotu do szkoły zachęcają jednak do głębszej analizy i to nie tylko w kontekście uczniów.
Człowiek – istota społeczna.
Ten tłumaczony dość przewrotnie tytuł jednego z wybitniejszych dzieł psychologii społecznej, w czasach zarazy potwierdził słuszność tez autora. Pointując swoje analizy Eliot Aronson zauważa, że człowiek może być sensownie rozumiany tylko jako istota społeczna, formowana przez społeczne wpływy i sytuacje. Ostatnie pół roku udowodniło, że człowiek poza społeczeństwem traci znacznie na wartości. Traci w kontekście społeczności, ale także i samego siebie. Zjawisko to pokazało także, że media społecznościowe stanowią tylko atrapę kontaktów społecznych i bez żywego kontaktu tracą na atrakcyjności. Wielu ze zdziwieniem odkryło, że niezliczona ilość wysłanych wiadomości nie zrównoważy jednego realnego spotkania.
Musiał się stać koronawirus, żeby przynajmniej część zrozumiała coś, co w rzeczywistości jest oczywistością. Skąd to jest takie oczywiste? Z wiedzy. To ona daje poczucie zrozumienia prawideł i zjawisk. Tym, którym obce jest szkiełko i oko pozostaje czucie i wiara, a i one w tym przypadku przychodzą w sukurs i tłumaczą w tenże sam sposób zjawisko międzyludzkiej relacji, na której opiera się rozwój cywilizacji poprzez relacje.
Powrót do Aronsona w szerszym znacznie kontekście mógłby okazać się owocny dla zdrowia narodu. Rysuje on wyraźnie granice, między człowiekiem społecznym, który działa w zgodzie i na rzecz społeczności w której żyje, a uspołecznionym zwierzęciem, które uznaje swoją indywidualność za nadrzędną manifestując ją wszędzie i bez żadnych ograniczeń, podnosząc niesmak innych na epatowanie tąż innością i uznając ów niesmak jako skrajny przejaw nietolerancji. Przewrotne, ale nade wszystko społecznie szkodliwe zjawisko.
Wiem – to wystarczy
Arystoteles, Kant, Św. Bonawentura – także oni – wśród wielu innych filozofów próbowali definiować cel zdobycia wiedzy. Perspektywy filozofii nauki, zmienne w swych horyzontach zależnie od epoki i indywidualności, przesuwały środek ciężkości między podmiotem zgłębiającym wiedzę po istotę jej samej, próbowały dookreślić pojęcie nazbyt szerokie. Sięgając do Spartan, którzy oszczędnie obchodzili się z językiem zamknięcie definicji celowości wiedzy do „Wiem – to wystarczy” zamyka jednocześnie dyskusję nad pojęciem wiedzy jako wiedzy pozostawiając wszelako niezliczone możliwości elastyczności definicji wobec konkretnego przypadku. Przykłady: Wiem jak się posługiwać narzędziem X. To wystarczy by wykonać czynność Y. Wiem jaki wpływ na skórę ma promieniowanie słoneczne. To wystarczy, by właściwie ją chronić. itd .itp.
Tak proste formułowanie wiedzy daje nam również wiedzę o tym, czego nie wiemy, a której to wiedzy wejście w posiadanie podniesie komfort naszego życia, a każdy chce żyć bardziej komfortowo, choć nie zawsze ma świadomość, że prowadzi do tego nabycie konkretnej wiedzy. To proste etapowanie – to co wiem daje mi to, a żeby otrzymać więcej muszę wiedzieć tamto – może okazać się szczególnie skuteczne i to nie tylko dla dzieci i młodzieży, ale także dla nas. Metoda prostych, krótkich kroków przeniesie nas wyżej. Niezawodnie. Krótkie, bo dzisiejsze czasy są zbyt szybkie, by na owoce trzeba było zbyt długo czekać. Proste, bo każda zbyt skomplikowana instrukcja obsługi ląduje na półce z napisem „później się nad tym pochylę”. I w tej mało ambitnej rzeczywistości, gdzie efekt musi przyjść szybko „w tym szaleństwie jest metoda”.
Dla wspólnej korzyści i dobra wspólnego
Koronawirus zatrzymał nas na chwilę. Długo to nie potrwa, ale to się po coś wydarzyło. Każdy, jak to w życiu, odpowiada za siebie, także i za to jak odczyta to światowe przyhamowanie. Od czasów II wojny, a to już 75 lat minęło… świat tak nie stanął, czasem nawet w przerażeniu i trwodze. Refleksja mile widziana. Z pożytkiem dla siebie i nowych pokoleń, pogubionych w sieci poplątanej wirtualną nicością, obleczonych w bezosobowe awatary, spłaszczone w relacjach media społecznościowe, zachwianych w swojej pewności, borykających się z niezrozumieniem, szukających prawdy i ratunku w beznadziei www.
Ten rok szkolny potraktujmy jako Narodową Pracę Klasową z dojrzałość społecznej. Rodzice i nauczyciele – to na nas w szczególności koronawirus kładzie ciężar podjęcia tym większego wysiłku w tym trudnym czasie, w walce o lepsze pokolenie. Brzemię to jednak lekkie, bo idzie o nasze dzieci. Bez wskazywania, kto powinien, kto musi, kto gdzie się znalazł… bez oglądania się na innych. Zabieram się za swoje zadanie i wykonam je jak najlepiej. A jak mi starczy sił i czasu to jeszcze innym pomogę. Niech każdy z nas wróci do dziecięcych marzeń o czerwonym pasku, srebrnej tarczy, odznace wzorowego ucznia, czy społecznika… i tak jak w wierszu Juliana Tuwima „Wszyscy dla wszystkich” czuje wspólnotę, która nas potrzebuje, i której potrzebujemy my.
Suplement.
Przywołany dziś Eliot Aronson wierzył, że życiowy rozwój zależy od kombinacji szczęścia, możliwości, talentu i intuicji.
Można liczyć, że pojawią się same.
Można jednak szczęściu pomóc, możliwości wywołać, talent rozbudzić, a intuicji w sobie posłuchać.
Wyjątkowe wydarzenia powinny nas pobudzać do wyjątkowych zmian. Są wyjątkową okazją, która można albo wyjątkowo wykorzystać, albo wyjątkowo zaprzepaścić. Wszystko zależy od nas. Wyjątkowo.
tekst: Simon White
foto: Pixabay