Poczucie doznanej sprawiedliwości.
Kiedy u progu kampanii prezydenckiej w Polsce, pod koniec września 1995 roku, w czasie jednego z popularnych wówczas maratonów filmowych zielonogórskiego kina Wenus, po scenie w której William Wallace mszcząc śmierć swojej ukochanej spektakularnie morduje kolejnych oprawców zadając finalnie śmierć dowódcy garnizonu takim samym sposobem, w jaki zginęła z jego rąk Murron, mistyczną ciszę na ekranie i wypełnionej po brzegi sali przerwał spontaniczny okrzyk jednego z widzów: „Mel Gibson na prezydenta!!!”, sala w jednym momencie eksplodowała wrzawą entuzjazmu i niemilknącymi oklaskami. Nikt nie żałował gardła ni rąk. To trwało. Był w tej reakcji podziw dla bohaterskiego czynu mężczyzny, który kochał. Był w tej reakcji niezgłębiony pierwiastek identyfikacji tak głębokiej z bohaterem, której nie widziano ani wcześniej, ani później. Kto tam był, był świadkiem czegoś wyjątkowego. Kto obejrzał „Braveheart” wie jak niebotyczne napięcie generowała właśnie ta scena. I to napięcie zostało uwolnione tym jednym spontanicznym „Gibson na prezydenta!!!” Była w tej reakcji sali kinowej porażająca siła, nagłe poczucie wspólnoty i jedności celu. Brutalność tej sceny była rzeczą wtórną, choć z pewnością nie bez znaczenia, ale najważniejsze, co tak bardzo uniosło zgromadzonych tam ludzi, było poczucie doznanej sprawiedliwości. Doznana sprawiedliwość… Mówimy o niej rzadko. W przeciwieństwie do doznanych krzywd; bo też daleko rzadziej na sprawiedliwość możemy liczyć, bo też nie przychodzi zwykle ona tak spektakularnie jak w oskarowej produkcji amerykańskiego kina. Tym więcej doznana sprawiedliwość jest cenna.
Lubuskie – tożsamość w budowie.
Z pewnością brakuje Polakom doznania takiej sprawiedliwości ze strony Niemiec i o ile zakres doznanych krzywd w wymiarze materialnym jest mierzalny, to pozostaje jeszcze nieprzeliczalna skala moralna, której zadośćuczynieniem w jakimś sensie mogłaby być zmiana postawy Niemiec wobec Rosji. Rezygnacja z Nord Stream 2 i przyjęcie stanowiska dobrosąsiedzkiej relacji wobec Polski w polityce wschodniej mogłoby takim doznaniem sprawiedliwości dla Polski się stać. Zmiany postaw organizmów państwowych zwykle są procesem, na które wpływ ma szereg czynników, m.in. relacje między regionami granicznymi. W tej kwestii lubuskie ma coś do udowodnienia. Po drugie dlatego, że jest najbliższym Niemcom województwem. Po pierwsze, bo jego tożsamość wciąż pozostaje w budowie, a biorąc pod uwagę dwustolicowość o takim charakterze, tym intensywniej i z pomysłem tę tożsamość należy w kontekście wspólnoty międzyregionalnej (Brandenburgia, Saksonia) stworzonej reformą administracji implikować. To od wizji władz regionalnych w dużej mierze zależy stopień zacieśniania się więzi międzypaństwowych. Jeśli jest. Wizja jasna, mądra i przebojowa. Boże broń zamknięta w opasły tom z napisem: „Program rozwoju współpracy… na lata… bla bla bla”. A kysz! Jasna wizja nie potrzebuje księgozbioru opracowanego zmęczeniem urzędników. Ściemnia…. się.
Narcyzm – epopeja pajaców.
Śmiałe marzenia, jasna wizja, odważne działania… ekwipunek, którego życzyć trzeba każdej władzy, od tej sołeckiej, przez gminną, po wojewódzką, a jeszcze jakby się tak wzajem dzielić pomysłami, w dodatku bez lęku że ktoś zrobi to szybciej, lepiej, skuteczniej; bez obawy, że podpisze się pod pomysłem swoim nazwiskiem nie wspominając kto jest autorem pomysłu, bez niesmaku, ze ci nawet nie podziękuje… Historia w lubuskim zna takie przypadki. Czas by era serwilizmu napędzanego narcyzmem przestała przechadzać się po korytarzach niektórych instytucji. Już bowiem cuchnie. A przecież ani światłych, ani przyzwoitych ludzi w lubuskim nie brakuje. Do wyborów samorządowych trzy lata. Jest czas, by się przyjrzeć tym i tym. Zweryfikować władzę. Wyjść z domu. Rozejrzeć się dookoła. Pomyśleć czego brakuje, co można by było zrobić i iść z tym na piśmie do ludzi za działania odpowiedzialnych. Za dwa lata będzie nam łatwiej głosować, albo łatwiej żyć. Oby jedno i drugie.
tekst: Simon White
foto: Pixabay