Kampania wyborcza w Zielonej Górze to nierówna walka. Z jednej strony machina inwestycyjna Prezydenta Janusza Kubickiego, z drugiej strony szerokie grono pretendentów bez wyrazu. Wśród tych drugich mamy koalicję występującą pod hasłem PiS wziął miliony, PiS oraz Ruch miejski, który na razie jeszcze sam nie wie czego chce. Analiza możliwości i oferty Ruchu Miejskiego to oddzielny temat, więc zajmijmy się układem koalicja, nazwijmy ją antyPiS, kontra PiS. Logika pokazuje, że warunkiem wygrania z Januszem Kubickim jest sprawienie, aby nie wygrał on w pierwszej turze. Tymczasem wojna PiS – antyPiS, daje dotychczasowemu prezydentowi przewagę już na starcie. No ale za doradztwo komitety wyborcze mi nie płacą.
Zaś jako obywatel, chcę powiedzieć, że nie daję się nabierać na tak zwany budżet obywatelski. Moim zdaniem to samorządowa ściema, dzięki której urzędująca władza neutralizuje opozycję dając ludziom finansowy ochłap. Publisia jest zadowolona, bo może sobie zagłosować na piaskownicę pod blokiem, durną ławeczkę z internetem na deptaku albo kolejny odcinek donikąd ścieżki rowerowej. Przy okazji BO władza traktuje obywateli jak niesprawnych umysłowo, odcinając nas od decyzji poważnych. Pozwalając debatować jedynie o detalach.
Chcę poruszyć ważny dla miasta temat, a mianowicie niszczenie lokalnego biznesowego środowiska przez aktualny zarząd miasta. Troska o miasto nakazuje, aby wszystkie inwestycje w Zielonej Górze prowadziły firmy z Zielonej Góry. I proszę nie bredzić o ustawie o zamówieniach publicznych. Właśnie po to tę ustawę uchwalono, aby można było legalnie manipulować kryteriami przetargów. Ustawa przewiduje preferowanie firm lokalnych. Nazywa się to kryterium społecznym.
Niestety ani władza ani kandydaci do władzy nie przejawiają jakiejkolwiek wrażliwości na wielkość przychodów do budżetu. A te generowane powinny być przez sprawną lokalną gospodarkę. Życie na garnuszku budżetu państwa lub żebranina o unijne fundusze, to ślepy zaułek. Uleganie złudzeniu, że kranik z pieniędzmi zawsze będzie otwarty. Wiara, że stan finansów miasta zależy od tego, czy w mieście będą urzędy rangi wojewódzkiej świadczy o ignorancji. A podsycanie emocji w walce o te urzędy, to przejaw chorej zaściankowej ambicji, godnej żużlowego stadionu, a nie przejaw poważnej troski o miasto.
W analizie strategicznej rozwoju lokalnego warto zadać pytanie jakie funkcje chce mieć miasto i w jaki sposób chce je realizować. Żyję od lat w Zielonej Górze i poza czasami PRL’u władza Zielonej Góry nie miała długofalowej konsekwentnie realizowanej wizji. Ostatnie lata to ścieżka rozwoju przypominająca trasę pijaczka wracającego z knajpy do domu, który najpewniej do niego nie dojdzie, bo zaśnie po drodze w parku na ławce.
Żałosnym przejawem braku wizji rozwoju jest urbanistyczny nieład. Pojedyncze budowle, czasem nawet niebrzydkie, w ani jednym miejscu Zielonej Góry, poza niektórymi osiedlami mieszkaniowymi, nie tworzą spójnej kompletnej przestrzeni. Całe ciągi ulic rażą brzydotą. Wrocławska, Niepodległości, Obrońców Westerplatte, Sulechowska, Wrocławska, Batorego, Sikorskiego, Kupiecka, Masarska, Plac Matejki, to kumulacja brzydoty. A przecież w każdej z nich drzemie wielki potencjał urody, typowej dla miast wschodniej Brandenburgii. No ale nie ma w mieście, ani architekta miejskiego, ani urbanisty miejskiego. Nie ma po prostu gospodarza.
Kocham, jak wielu w Zielonej Górze, drzewa i utratę każdego z nich odczuwam osobiście. Tymczasem władza nie ma najmniejszego pomysłu jak zarządzać zielenią w mieście. Odczuwamy to boleśnie szczególnie tego roku. Skutkiem braku drzew i nadmiaru betonu temperatura jest o kilka stopni wyższa, a ilość tlenu w powietrzu o jakiś ułamek procenta niższa. Symbolem tej bezmyślności jest plac przed Filharmonią z pięknym pomnikiem patrona miasta św. Urbanem. Z jakiegoś kretyńskiego powodu wycięto piękne kasztany, na których onegdaj nocowało tysiące szpaków. Powstała brukowana rozgrzana bezdrzewna pustynia.
I na koniec rola organizacji obywatelskich w zarządzaniu spółkami komunalnymi. To płatnicy kosztów wody i kosztów śmieci, czyli obywatele, powinni wybierać prezesów spółek i członków rad nadzorczych. Nie mogą to być synekury dla kumpli urzędującego prezydenta.
Zatem czekam na deklaracje kandydatów i ostrzegam, nie będę głosować na tych, którzy nie określą się pozytywnie w powyżej przedstawionych problemach.