Widziane z prowincji
Już na wstępie muszą Państwa przeprosić za użycie w tytule trywialnej i potocznej do bólu nazwy „kasa”, na wszelkiej maści finanse, budżety, dotacje, wypłaty, wpłaty i kredyty. Ale mam przekonanie graniczące z pewnością (jak to sie ładnie mówi), że semantycznie właśnie owa kasa jest w stanie objąć całą tą pekuniarną rzeczywistość tak w jej różnorodności i złożoności jak również w postaci ostatecznej, posiadania lub też nie. To ostatnie określenie wszak czyni różnicę największą, bowiem decyduje o tym czy mamy do czynienia z rozważaniem teoretycznym czy praktycznym zgoła. Jeśli jeszcze dodać, że w naszej kulturze popularnej funkcjonuje całe mnóstwo znaczących bom motów, sentencji czy też powiedzonek o pieniądzach, to będziemy mieli w miarę pełen obraz tego pieniężnego antourages’ u, w jakim przyszło nam funkcjonować na co dzień i od święta.
A zatem czas na kilka charakterystycznych przykładów: „Gentelmani nie mówią o pieniądzach, oni je mają”, „Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze”, „Pożyczamy cudze, ale oddajemy swoje”, „Pieniądze leżą na ulicy”, etc. A na koniec tej swoistej wyliczanki, dziecięce czyli infantylne zgoła przekonanie , że pieniądze biorą się z bankomatów. Zakładam jednocześnie, że Państwo (P.T. Dorośli Obywatele) wiedzą, iż wszelkie fundusze państwowe, wojewódzkie czy gminne, ale też europejskie (!) biorą się z podatków, również naszych. Czy zatem traktowanie wszelkiej maści funduszy europejskich jak przysłowiowej „manny z nieba” nie jest przypadkiem wyrazem skrajnego infantylizmu lub też co najmniej sterowanej przez nieustanną (od 20 lat) propagandę mainstreamowych mediów niewiedzy? Wiedza bowiem na temat unijnych budżetów składkowych (!) dotacji, funduszy wszelakich, podziałów i realnych przepływów i mechanizmów przebija się do świadomości Polaków powoli i nie bez przeszkód, również medialnych.
Tak czy owak, warto będzie jeszcze do tych kwestii wrócić, żeby uświadomić sobie choćby przez przypomnienie, że składamy się jako państwo na budżety unijne, jeszcze nie jako płatnik netto, ale już niedługo. Natomiast przeróżne mechanizmy pomocowe (?) powodują, że z 1 € dotacji zwykle ok 80 ¢ wraca na Zachód. Warto do tych wątków wrócić, szczególnie w kontekście tzw. Funduszu Odbudowy (gigantyczna kwota 57 mld €), który jest w większości… kredytem. Ale wracając do powszechnego wręcz przekonania, że fundusze europejskie, szczególnie te przeznaczone na tzw. „miękkie projekty”, to właśnie owa manna z brukselskiego nieba i grzechem byłoby jej nie wykorzystać.
I tu zadrę swoistą stanowi sprawa pana Łukasza Mejzy (zwana już intencjonalnie „aferą”), która jak twierdzą wtajemniczeni była w tej materii dość typowa. W każdym razie cieszy (!) fakt wszczęcia postępowania w tej sprawie przez prokuraturę, na podstawie doniesienia Marszalek Województwa. Czyli, że prokurator sprawdzi zasadność „doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa”, a później ewentualnie uruchomi śledztwo „w sprawie” etc. Tym samym skończą się nerwowe działania tych, którzy chcieli jak najszybciej „utopić Mejzę”, żeby nie wyszła na jaw ich rola w lansowaniu „młodego, zdolnego polityka”, oraz próby lansu. A na koniec krótka, syntetyczna puenta na dziś. Nie ma żadnych unijnych pieniędzy, są nasze!
tekst: Andrzej Pierzchała
foto: Pixabay