Obserwując skalę pomocy jaką Polska i Polacy udzielają uchodźcom z walczącej Ukrainie, trudno nie sięgnąć pamięcią do sytuacji sprzed kilku miesięcy i naporu nielegalnych imigrantów na białorusko – polską granicę.
Pamiętacie państwo zdecydowaną reakcję rządu, zamieszki na przejściu w Hrebennem, stawianie płotu i służbę dzień i w nocy dziesiątek tysięcy polskich mundurowych. Na granicy pracowali i pracują również nasi lubuscy strażnicy, policjanci i żołnierze.
Pamiętacie państwo, że nie brakowało głosów, że to reakcja przesadzona, bo trzeba wpuścić do kraju wszystkich jak leci, a później ustali się kto jest kto i czego chce.
Oczywisty sprzeciw państwa, które szybko zdemaskowało destabilizujący plan Łukaszenki i stojącego za jego plecami Putina, ubierano w ksenofobiczne szaty. Próbowano przekonać świat o naszych rzekomych uprzedzeniach, szkicowano obraz Polaków jako narodu zamkniętego na potrzeby innych. Jak jest naprawdę widzimy dziś, od 12. dni wojny. Nie chcę rozwijać, bo przecież doskonale widzicie państwo skalę działań wokół siebie, ale na jedno trzeba zwrócić uwagę.
Polska przedefiniowała rozumienie pomocy humanitarnej.
Pokazała wsparcie, którego na taką skalę świat nie znał i zamiast tworzyć obozy dla uchodźców, przyjęła potrzebujących we własnych domach. Tysiące polskich rodzin dzieli się właśnie swoją życiową przestrzenią i daje potrzebującym dach nad głową.
Uchodźców przyjmują parafie i samorządowe ośrodki. Swoich przyjmują również Ukraińcy, którzy od lat żyją wśród nas. Kiedy się na to patrzy jeszcze bardziej oburza nagonka sprzed miesięcy.
Kilka tygodni temu w Krośnie Odrzańskim zwolennicy przyjęcia nielegalnych, ekonomicznych imigrantów z Białorusi obrzucili policję kamieniami. Jedna z lubuskich posłanek chwaliła się wpłacaniem kaucji, by wypuścić co bardziej krewkich bojówkarzy. Czy dziś posypie głowę popiołem?
Rozpoczął się Wielki Post i warto się nad tym zastanowić.
tekst: Janusz Życzkowski (Gazeta Lubuska 07.03.2022)