Pani wójt z Trzebiechowa realizując potrzeby mieszkańców zaplanowała poszerzenie drogi. W obronie wycinanych z konieczności drzew stanęli ekolodzy z Zielonej Góry. Niemiecki rząd zaplanował kopalnię odkrywkową i planów nie zmienił mimo, że jeden z ekologów, który w obronie wycinanych drzew, spadł z jednego z nich, zabijając się.
Wbrew pozorom powyższe przykłady nie będą pretekstem do kontestowania sensu ruchów ekologicznych, które generalnie uważam za potrzebne. Pierwszy akapit będzie natomiast wstępem do rozważania rozdziału pomiędzy sposobami zarządzania samorządowego, czyli pomiędzy zarządzaniem lokalnym, a zarządzaniem centralnym, a nawet globalnym. Mamy bowiem do czynienia z tymi trzema sposobami zarządzania. Samorząd zarządza lokalnie, rząd centralnie, a ekolodzy globalnie. I o ile wiadomo czyje interesy reprezentuje samorząd gminy, i z grubsza wiadomo jakie są gremia mające wpływ na rząd, to jeżeli idzie o ekologów, to nie mają oni konkretnego podmiotu zarządzającego nimi. A ponieważ nie wierzę w spontaniczność globalnych ruchów, czymkolwiek by się nie zajmowały, czy wielorybami, czy demokracją, czy aborcją, to jedynym wyjaśnieniem tej rzekomej spontaniczności jest niewidzialny podmiot sterujący. Jakieś nieznane lobby.
Kiedy zatem podczas wyborów samorządowych spieramy się z mniejszym lub większym zapałem o programy i wizerunki, to musimy mieć świadomość, w jakiej strukturze zarządzania gminą umocowani są nasi wybrańcy. Czyj interes ostatecznie reprezentują: lokalny, centralny czy globalny?
Interes centralny, który reprezentują partie polityczne, gwarantuje wyborcom uczestniczenie w programie rozwoju całego państwa, udział w krajowych programach inwestycyjnych, oświatowych i socjalnych. Nie namawiam, ale oczywistą rzeczą jest to, że lepszy udział w tych ogólnokrajowych programach, mogą mieć gminy dzięki współpracy z rządem, a to udaje się najlepiej, jeżeli lokalni wybrańcy należą do partii będącej aktualnie we władzy.
Jeżeli wybrani przez nas przedstawiciele reprezentują interes lokalny, to najgorszą opcją jest wybór kogoś, kto jest w ostrym niemerytorycznym sporze w partią rządzącą. Najlepiej zatem kiedy prawdziwi samorządowcy nie należą do partyjnych jastrzębi i reprezentują dobrze pojęty interes swoich wyborców, rozumieją, że z partią rządzącą, jaka by nie była, należy współpracować, a nie walczyć. Jednak wybór kogoś, kto służalczo reprezentuje w lokalnym samorządzie partię rządzącą, jest oczywistym błędem.
Najbardziej nonsensownym wyborem jest wybór przedstawiciela interesów globalnych. Kogoś kto pod gładką frazeologią reprezentuje jakąś pociągającą ideę. Obiecuje ekologiczne środowisko, zapłodnienie in vitro, uwolnienie spod wpływów kleru, akceptację związków partnerskich i przytulanie emigrantów islamskich. I nie chodzi o to, że idee te nie mają racji bytu, ale o to, kto tak naprawdę za nimi stoi. Czy są to idee lokalne, czy globalne? I czy wybierając kogoś takiego na swojego przedstawiciela mamy gwarancję, że nie jest przypadkiem przedstawicielem kogoś, kogo zupełnie nie znamy.
No i na koniec bezpartyjni. Kogo reprezentują bezpartyjni? I tu mamy dwa warianty. Pierwszy, że wyłącznie siebie. Ciągnie ich władza dla władzy i własnych korzyści. Rodzaj patologicznego uzależnienia lub tęsknota do dorabiania się cudzym kosztem. Jednak nie można w przypadku kandydatów bezpartyjnych ulegać stereotypom. Często jest bowiem tak, że mamy do czynienia z kimś kto swoją działalnością daje rękojmię działania na korzyść wyborców. I wbrew pozorom bardzo wielu mamy takich w Lubuskiem.
I nie dajcie sobie Państwo wmówić, że planując drogę nie wolno Wam wyciąć drzew, albo że centralizacja jest wrogiem samorządności. Samorządność ma sens, jeżeli droga do rozwoju samorządu korzysta z dróg rządowych, gotowych ubitych traktów. A na miejsce jednego wyciętego, posadźmy 10 nowych.
fot. Youtube / Ruch Miejski Zielona Góra