Lata temu, dobre dwa pokolenia, Melichior Wańkowicz zauważył, że ze względu na położenie geopolityczne, Polska pozostaje zarówno pod wpływami Zachodu jak i Wschodu. Tylko od starań nas samych, naszego racjonalnego działania w sferze polityki i ekonomii, oraz skutecznego lawirowania między silniejszymi sąsiadami, możliwe jest utrzymanie przez Polskę suwerenności. Do tego potrzeba zgody wewnętrznej. Ugadywanie się z jednym z protektorów, zachodnim lub wschodnim, nazywał kundlizmem, jako przeciwieństwem szlachetności.
Nasza trudna historia sprawiła, że w środowiskach intelektualnych, a zatem i politycznych silna jest wiara w protektorów zewnętrznych. W czasach PRL pragmatyka skazywała nas na protektora z Moskwy. Po wstąpieniu do UE protektorem zostali brukselscy biurokracji. Jako zbiorowość. Owa wiara sprawia, że myśl iż sami moglibyśmy coś zrobić, bez zewnętrznej akceptacji, wydaje się rewolucją. Wieloletnia tresura polskich elit w takim właśnie myśleniu, mimo że ewidentnie dla Polski szkodliwa, pozwala prywatnie dobrze się urządzić. Za nieistotne synekurki, można poczuć się tak ważnym, jak Donald Tusk w roli brukselskiego szatniarza.
Na naszych oczach pęka kolejny pakt niemiecko-rosyjski, dosyć umiejętnie przy pomocy przedstawicieli polskich elit, siejący w Polsce przez dziesiątki lat niezgodę. Te zdeformowane, przez kundlizm postawy strachu przed każdą ideą samodzielnego zarządzania Polską, elity wierzą, że dla naszego dobra trzeba atakować rząd, zbyt od Unii niezależny. Pod patriotycznymi hasłami owi miłośnicy zewnętrznych protektorów z wielką agresją zwalczają wszelkie próby opierania się zewnętrznej protekcji. Ma się wrażenie, że kochają zagraniczny bat, smycz i kaganiec.
Z przykładów owego kundlizmu można by spisać wielotomowy katalog. Byli tacy wśród emigracji na Zachodzie. O nich właśnie pisał Melchior Wańkowicz w zbiorze felietonów pod tytułem „Kundlizm”. Po wojnie ci ze Wschodu, zalali Polskę. Zainfekowali, życie intelektualne i kulturę. Zatruli wyższe uczelnie. Skazili politykę. Ich pogrobowcy dzisiaj z tego powodu służą rozmaitym unijnym bożkom. Głośno krzyczą o konstytucji, demokracji, praworządności i kompletnie nie przeszkadza im zupełne uzależnienie od unijnej biurokracji. Co tamtejsi, lepsi Europejczycy, by nie powiedzieli, to nawet jak dla Polski szkodliwe, to dobre. Niedobrzy są ci, którzy chcą być suwerenni.
Ta patologia, dosadnie nazwana kundlizmem, przejawia się w walce o sprawiedliwość w skorumpowanych ideologicznie i towarzysko polskich sądach. To Unia ma decydować o tym który sędzia jest słuszny, a który nie. To Unia ma decydować którą fabrykę, elektrownię, stocznię, trzeba jako niesłuszną zamknąć w trybie natychmiastowym. Teraz to Unia decyduje czy Orlen może połączyć się z Lotosem. Dwie polskie państwowe spółki nie mogą się połączyć, bo komuś w Unii to przeszkadza. Bo Polska nie może być silna gospodarczo.
I to w tym celu kundle na unijnej smyczy ujadają, że Orlen jest be, że Obajtek, to człowiek Putina. Mają za zadanie wzniecać niezgodę, kosztem własnej Ojczyzny, aby zasłużyć na łaskę unijnych protektorów. Wierzą, że merdanie ogonkiem przed unijnym panem, jest dla Polski dobre.