Austriacki narciarz alpejski Karl Schrantz w 1972 roku nie został dopuszczony do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Sapporo, bo… wystąpił w reklamie i wziął za to pieniądze. Było to czasach kiedy uważano , że Igrzyska Olimpijskie są dla amatorów, a tym nie wypada zarabiać na sporcie. Nazywało się to wzniośle – ideą olimpijską. W dzisiejszym świecie tego rodzaju zasady rażą nas wszystkich śmiesznością. Zarabiać może każdy i na wszystkim. Normy moralne da się jakoś pogodzić z biznesową racjonalnością.
Świat wyższości norm moralnych nad normami ekonomicznymi wydaje się światem słusznie minionym. Prawo, które nie tak dawno było przedłużeniem etyki, żyje niezależnym od etyki bytem. Takie wartości jak przyzwoitość, uczciwość w polskim orzecznictwie mają jedynie wartość pustej gadaniny, kiedy sędzia, dla poprawienia sobie samopoczucia, musi palnąć moralizatorskie kazanie. Szczególnie kiedy dopadnie jakiegoś kmiotka, niezbyt zamożnego, aby sobie mógł załatwić dobrego adwokata. Zupełnie inaczej sąd w imieniu Rzeczpospolitej gada, kiedy padnie na jakiegoś celebrytę, jakąś Kozidrak, albo Najsztuba. Wtedy zamiast umoralniającej gadki, zawiłe wywody o rzekomych zasługach dla kraju. Nie istnieje wtedy w sądzie zwykła przyzwoitość. Nagina się nawet prawo, aby celebrycie broń Boże nie stała się krzywda. No bo to przecież „swój” i sól ziemi.
Gangrena upadku przyzwoitości zadomowiła się także w polityce. Polityk niejako z „klucza” uzyskuje immunitet na wolność od przyzwoitości. Dla wielu polityków łajdactwo staje się stylem życia. Jako wybraniec narodu uwalnia się taki od moralnych hamulców. Etyka obowiązuje szaraczków, durnych wyborców. Mając polityczne układy przecież można sobie kupić niewinność nawet w grubych sprawach, kto by się więc przejmował zaniżaniem moralnych standardów. Ba, kto by się w ogóle przejmował moralnymi zasadami. Jeszcze by go koledzy z partii „matki” mieli za frajera.
Wyborcom generalnie to nie bardzo przeszkadza. No może nie wszystkim, ale popularność wyborcza pewnej demokratycznej i europejskiej partii wśród więźniów, pokazuje, że są wyborcy którzy etykę na poziomie przestępczym „szanują” i uznają jako „swoją”. Ta swego rodzaju wspólnota moralna wyszła na jaw kiedy prominentny poseł partii popularnej w więzieniach, zderzył się czołowo z szarym wyborcą w podzielonogórskim Drzonkowie. I choć sprawa była ewidentna, podczas pokonywania meandrów sprawiedliwości, okazała się wielce zawiła i skomplikowana. Ów poseł nagle stracił pamięć i choć wobec świadków przyznał się do winy, to do protokołu już tego nie zeznał.
Złośliwi plotkują, że poseł ma na policji i w prokuraturze układy, a przychylne mu służby za pomocą eksperta typu Anodina lub Lasek, znajdą jakieś wyjaśnienie, aby z ofiary zrobić winowajcę jak z pilotów feralnego Tu-152. Ja tam w plotki nie wierzę, ale faktem jest, że dyrektorem szpitala w Zielonej Górze jest były generał policji. Nad dyrektorem w roli pracodawcy jest Elżbieta Anna Polak. Nad nią zaś, co też jest faktem, w sensie politycznym, jest regionalny lider partii tak poważanej w więzieniach. I faktem jest, że tym liderem jest ten sam poseł, który nie pamięta jak zjechał na przeciwny pas ruchu i czołowo zderzył się w Drzonkowie.