Spotkałem znajomego. Nie widzieliśmy się kilka lat. I jak zawsze w takich przypadkach, w rozmowie albo wraca się to dawnych tematów, albo bierze na warsztat najbardziej bieżący. Tym razem był bieżący, czyli wojna na Ukrainie. Znajomy nosi w sobie rodzinną traumę zawiązaną z Rzezią Wołyńską, a jednocześnie o losie współczesnych Ukraińców mówił z wyraźnym współczuciem. I miałem wrażenie, że ta dwoistość jest dla niego źródłem rozterki moralnej. Wierność – współczuciu dla przodków, czy współczuciu tym dzisiejszym ukraińskim matkom i ich dzieciom.
Ja nie noszę w sobie wołyńskiej traumy. Może mi łatwiej na chłodno widzieć tę rozterkę u mojego znajomego. I może dlatego w owej rozterce dostrzegam pewien rys, który może warto przemienić w chociażby szkic. A w nim chcę dostrzec coś więcej, jak indywidualną rozterkę. To jak w Polakach podobne rozterki wpływają na naszą polską postawę wobec Ukraińców. Teraz.
Nie mam zamiaru zapominać ukraińskich win wobec nas, ale warto zauważyć, że jako całość, jako naród, unosimy się nad historią, milcząc i nie wypominając jej teraz Ukraińcom, którzy są ofiarami bezprzykładnej agresji, mającej wszelkie cechy ludobójstwa. I myślę sobie, że w tym jest wyraźny stygmat wielkości narodu. Który stając wobec współczesnej traumy ludzi poddanych okrutnej rzeczywistości, otwiera serce, niepomny traum historycznych. Pomagamy konkretnym ludziom, kobietom, dzieciom, w odruchu serca, czując w sobie moralny imperatyw dobra. Nie kalkulujemy, nie rozliczamy, nie wypominamy – pomagamy. Bo tak trzeba.
Tu jeszcze mała konieczna uwaga. Moralność, czy prościej – dobro, nie są postawą, czy działaniem, które się opłaca, kalkuluje, daje korzyść. Dobro jest dobrem samym w sobie. Jako zasada działania, bez względu na konsekwencje. Na ogół, jak dowodzi doświadczenie, wiąże się z rezygnacja, ze stratą. Trzeba się bowiem podzielić, ograniczyć się, poświęcić.
Tak właśnie rozumiane dobro, drzemiące w nas, ujawnia się dzisiaj, ba, staje się powszechne. Staje się obecną tu i teraz cechą narodową. I to cechą wyróżniającą. Może nawet nas Polaków konstytuującą. Będącą częścią polskości. Tej jej części, o której zapomnieliśmy ,a której nie byliśmy świadomi. Nie chcę uderzać w wysoki ton, ale takie mam refleksje po rozmowie z moim dawno niewidzianym znajomym.
Historia prowadzi Polskę dosyć krętymi ścieżkami. Czasem jest rodzajem dopustu, a czasem oferuje jasne perspektywy. Raz pozwala się cieszyć z odnoszonych sukcesów i zwyczajną codziennością, a innym razem zmusza do wyrzeczeń i ciężkiej pracy, czasem walki nawet. Dzisiaj jak wielokrotnie już w naszej historii bywało poddaje nas, jako naród, próbie. I jak w pokerze jeden z graczy, tak historia zapukała w stolik i powiedziała – „Sprawdzam”, aby sprawdzić naszą moralną jakość, altruistyczną moc, atuty empatii wobec cierpienia innych.
Nie wiem jak Państwo, ale ja czuję się dumny z przynależenia do tego narodu. Do bycia Polakiem. Dumny z przynależenia do wspólnoty, która ma wiele wad, ale w czas próby umie wznieść się ponad własne słabości.