Stereotypy i etykietowanie w polityce mają do spełnienia ważne zadanie dezinformacyjne. To właśnie na nich bazuje propaganda. Manicheistyczny podział na PRL- zły, a III RP – cacy, jest najlepszym tego przykładem. Na dokładkę to marksistowskie podejście. Zakładające, że istnieje jakiś rozwój, a każda zmiana tego co było, jest zmianą na lepsze. Guzik prawda.
Gdyby przyjąć, że procesy historyczne nie są sekwencyjne, a raczej mają cechy kontynuacji wciąż tych samych podziałów jedynie w innych maskach i kostiumach, to w całej naszej, polskiej, powojennej historii dostrzeglibyśmy podział na patriotów i internacjonałów. Nota bene dostrzeglibyśmy ten podział także w epoce stanisławowskiej. Targowiczanie to dzisiejsi „internacjonaliści”, a Konfederaci Barscy, to patrioci.
Wracając do teraźniejszości i podziałów. Sprawę komplikuje zmienność postaw i warunków. W jakimś okresie królowi Stanisławowi Augustowi można przypisać motywację patriotyczną, a winnym wręcz przeciwnie. Podobnie Władysławowi Gomułce i Edwardowi Gierkowi. Ich decyzje były pochodną ich chęci i woli, ale także zewnętrznych nacisków, wewnętrznej partyjnej opozycji i możliwości narzędzi jakie mieli do dyspozycji, jak choćby gospodarka i finanse. Można bowiem mieć środki, aby zbudować Hutę Katowice, ale nie mieć wpływu na wojsko lub środowisko akademickie.
Nie mam zamiaru oskarżać lub usprawiedliwiać. Zwracam uwagę na to, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana jak opisuje ją propaganda. Tak było w czasach PRL i tak jest teraz. Stereotypy i etykietki.
Śledząc ewolucję podziału na patriotów i internacjonalistów od 1944 roku w Polsce, to trzeba stwierdzić, że na rozwój Polski przemożny wpływ mieli internacjonaliści. I kiedy następowało relatywne wzmocnienie państwa i „patrioci” zyskiwali przewagę, to za każdym razem pojawiały się jakieś trudności, a po nich zamieszki, a ich następstwie zmiana władzy. Gomułka zainicjował odwilż, Gierek budowę II Polski i zawsze się coś zacinało i ktoś „wyganiał” ludzi na ulicę, pod lufy czołgów i karabinów.
To internacjonaliści opanowali w 1981 roku Solidarność, chcąc już nie dobra Polaków, ale wszystkich robotników obozu krajów socjalistycznych, prowokując tym zewnętrzną interwencję wojskową. A kiedy ZSRR zaczął się rozpadać, internacjonaliści przestawili zwrotnicę na Unię Europejską, nowy internacjonalistyczny twór. I tak jak onegdaj Blok Wschodni w imię internacjonalizmu był radzieckim kondominium, tak w latach III RP internacjonalizm unijny miał służyć Niemcom, a Polskę podporządkować niemieckim interesom. No i sprawił to.
Kiedy przyjmie się ten podział, to bardziej zrozumiały jest obecny polityczny spór. Odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne i w czasach Gomółki nazywane było faszyzmem. Internacjonaliści dzisiaj już nie biorą Stalina za patrona, głęboko skryli idee Trockiego, nie chwalą się zbytnio Spinellim, ale nadal przyświeca im dobro całej ludzkości, a nawet krów, kur, ślimaków. Zawsze kosztem Polski i Polaków.
I jak zawsze źródła ich inspiracji i siły znajdują się poza Polską. Przedtem w Moskwie, dzisiaj w Brukseli i Berlinie. Tam dzisiejsi internacjonaliści, czyli wrogowie polskich patriotów, mają swoje największe wpływy.