Wojna na Ukrainie uzmysławia, expressis verbis, że wojny toczone są nie tylko na froncie militarnym. To nie jest wynalazek współczesności, że frontami wojen są dyplomacja, gospodarka, informacja, edukacja… W gospodarce energetyka, żywność, łożyska kulkowe, chipy… i tak dalej. Tę wyliczankę można ciągnąć w nieskończoność prawie. Bo taka jest struktura współczesnych społeczeństw. Bo takie są wzajemne zależności pomiędzy państwami.
Ujmując rzecz cybernetycznie można wojnę opisać jako działanie prowadzone połączonymi z sobą metodami energetycznymi i informacyjnymi. Te pierwsze polegają na używaniu do sterowania działaniami przeciwnika środków materialnych: czołgów, rakiet, mas wojska, surowców energetycznych, żywności, technologii. Te informacyjne polegają na wykorzystywaniu do sterowania działaniem przeciwnika informacji w rozmaitych obszarach. A zatem wywiad, kontrwywiad, prowokacja, dezinformacja, fortele, logistyka. Wreszcie morale, zdolności dowódcze, informatyka. No i oczywiście media. I jak pokazuje wojna na Ukrainie obie strony korzystają z tych metod. Rosja tradycyjnie demonstruje przewagę środków energetycznych. Ukraina broni się imając się znacznie bardziej metod informacyjnych, rekompensując tymi środkami rosyjską przewagę środków energetycznych.
Podsumowując wojnę na Ukrainie dostrzeżemy też prostą oczywistość, że środki energetyczne potrzebują wielkich nakładów, zużywają się i wymagają nieustannego odtwarzania. To generuje koszty. Im dłużej trwa wojna tym koszty większe i tym mniej wojna się „opłaca”. Znacznie inaczej ze środkami informacyjnymi. Są mniej kosztochłonne i nie zużywają się tak szybko. Mają jednak jedną zasadniczą wadę. Preferują inteligentniejszą stronę.
Media w wojnie, jak dowiodła wojna w Wietnamie, mogą prowadzić do klęski. Amerykanie przegrali między innymi, choć przyczyn ich przegranej jest kilka, z powodu wrogich, wobec interwencji w Wietnamie, amerykańskich lewicowych mediów. Media amerykańskie manipulując świadomością Amerykanów, sprawiły, że rząd musiał się z tej wojny wycofać.
Nie ma więc niczego dziwnego w tym, że w Rosji media robią wodę z mózgu Rosjanom, a publikowanie prawdy karane jest więzieniem. Przeciwna strona dobrze się medialnie broni. Obronie służą codzienne przemówienia prezydenta Zełeńskiego wygłaszane do społeczeństw europejskich, tylko pozornie jałowe. Do arsenału medialnego należą obrazki zrujnowanych miast, pokazywanie rannych cywilów i tłumów uchodźców. Podnosi morale obrońców, ale i budzi dla Ukrainy sympatię świata, widok spalonych i rozbitych rosyjskich czołgów. To wszystko są elementy wojny. Wykorzystywanie informacji jako broni. Bo nie ma w relacjach z wojny przypadku. Każda ze stron kreuje korzystny dla siebie przekaz.
W kontekście tych oczywistości, stan polskich mediów, tak bardzo antypolskich, tak mało patriotycznych, tak bardzo podważających autorytet rządu, tak chętnych do oskarżania władzy, skorych do kłamstwa i dezinformacji, zorientowanych na dzielenie Polaków, szczególnie teraz w obliczu kryzysu humanitarnego, ukazuje nie tylko patologię nieznaną nigdzie w świecie, ale dowodzi, że polskie media w czas konfliktu strzelają Polsce w potylicę. Zdradziecko, od tyłu.