Samorządność to nie tylko lokalne inwestycje i obywatelski raj, ale to także sfera niebywałej korupcji i nieograniczonego niczym kolesiostwa. Istnieją przecież gminy, w których największym pracodawcą jest samorząd i zależne od niego podmioty. To wymarzony, bo stworzony instytucjonalnie obszar pokus, którym wielu włodarzy ulega.
W takich gminach, to co najważniejsze dla samorządności, czyli społeczna kontrola, nie istnieje, bo władza chętnie otacza się ludźmi, którzy chcą się władzy odwdzięczyć za rozmaite beneficja. I gdyby nie kontrola państwa, wiele nieprawidłowości wiodłoby w gminach żywot wieczny.
Są miasta, w których korupcja wygrywa z samorządnością. Przykłady Warszawy, Gdańska, Inowrocławia to tylko drobna część szerszego zjawiska zwanego prywatnymi miastami. Śledząc doniesienia medialne można mieć pewność, że prywatnych miast i gmin mamy w Polsce dziesiątki o ile nie setki. Większość sejmowa chce walczyć z tym zjawiskiem ograniczając liczbę kadencji. Moim zdaniem to mało skuteczny pomysł. A przy okazji pozbawi wyborców możliwości wyboru dobrych i uczciwych wójtów, burmistrzów i prezydentów, tylko dlatego, że się sprawdzili.
Lepszym pomysłem jest ograniczenie pól ewentualnej korupcji, czyli rozproszenie władzy w gminie. Zamiast skupiać władzę w jednym ręku, trzeba stworzyć samorządowy system współzarządzania gminą z udziałem niezależnych od wójta, burmistrza i prezydenta gremiów. Przekazać część kompetencji do organizacji pozarządowych i grup mieszkańców.
Wspólnoty mieszkaniowe mogą zarządzać osiedlami i istniejącą na nich infrastrukturą komunalną. Spółki miejskie mogą mieć rady nadzorcze wybierane w wyborach powszechnych. Szkoły nie muszą mieć dyrektorów zależnych od władzy, ale wybieranych przez rodziców. Kulturą i sportem w gminie nie musi zarządzać ulubieniec władzy, ale zawodowy menedżer akceptowany przez organizacje działające w sferze kultury i związki sportowe.
Bo skoro już mowa o samorządności i obywatelach, to nie bądźmy hipokrytami i przekażmy władzę niżej, nie do kolegów prezydentów, burmistrzów i wójtów, choćby najbardziej kompetentnych, ale do obywateli i organizacji, w których aktywnie działają. Niezależnych od struktur i wybieranych w jawnych głosowaniach. Przez mieszkańców, a nie urzędników lub partyjnych funkcjonariuszy.