Sojusz Lewicy Demokratycznej od dawna nie jest dominującą siłą polskiej lewicy, choć nadal lubi za taką uchodzić i trzeba przyznać, że ma po temu kilka argumentów. Są nimi zachowana ogólnopolska struktura oraz doświadczeni politycy. Problemem wydają się podziały na lewicy, które dają się SLD we znaki i partia musi mocno walczyć o swój dawny elektorat.
Właśnie tak jest w Zielonej Górze. W winnym grodzie o głosy lewicy zabiegają: kandydat SLD Tomasz Nesterowicz, Anita Kucharska – Dziedzic z Ruchu Miejskiego i Janusz Kubicki mianujący się bezpartyjnym. Po stronie Nesterowicza są starzy (na ogół), lewicowi ideowcy, a obecnego prezydenta wychwalają obrońcy posad, które im zaproponował wtedy, gdy był jeszcze wpływowym działaczem SLD. Wraz z rodzinami, stanowią oni ważny segment twardego elektoratu obecnego prezydenta. Tzw. „młoda lewica”, Zieloni od Biedronia, uważają SLD za lewicowego dinozaura, podobnie jak hipsterscy neomarksiści od Adriana Zandberga, którym razem z feministkami i lewicującymi aktywistami Ruchu Miejskiego, blisko do Anity Kucharskiej – Dziedzic.
W polityce zdarzają się jednak nieoczekiwane zwroty akcji i wygląda na to, że los uśmiechnął się do zielonogórskiego SLD. Od kilku dni działacze grillują w mediach prezydenckiego radnego Andrzeja Brachmańskiego (dawnego szefa lubuskiego SLD). Poszło o jego kunktatorski stosunek do „in vitro” i nazwanie dawnych partyjnych koleżanek i kolegów „głupszymi niż ustawa przewiduje”.
Ataki na Brachmańskiego mają na celu odebranie mu oraz jego środowisku licencji ludzi lewicy. Przekonanie wyborców, że Janusz Kubicki, Andrzej Brachmański, Andrzej Bocheński i Filip Gryko nie mają nic wspólnego z tą stroną sceny politycznej, jest kluczowe dla przejęcia tego elektoratu przez SLD i Tomasza Nesterowicza. To się może udać, gdyż w sprawie „in vitro” Kubicki unika wyraźnej deklaracji ideowej, nie chcąc zrażać do siebie hierarchii kościelnej i części katolików, na głosy których wyraźnie liczy. Jeśli miejska organizacja SLD dobrze wszystko rozegra, to może na tym zyskać dwa lub trzy mandaty w Radzie Miasta.
Nieco bardziej klarowna jest sytuacja Sojuszu w województwie. Bracia Wontor (Bogdan i Tomasz), do spółki z Tadeuszem Jędrzejczakiem mają duże szanse na mandaty w Sejmiku Lubuskim. Regionalna organizacja jest w lepszej kondycji niż miejska. Świadczyć o tym może umiarkowany renesans SLD podczas lutowego spotkania Bogusława Liberadzkiego z działaczami partii. W sali kolumnowej zielonogórskiego Urzędu Marszałkowskiego zgromadziło się ponad 300 osób, a poseł Paweł Pudłowski zażartował ze smutkiem, że chciałby kiedyś zobaczyć tylu partyjnych aktywistów Nowoczesnej w jednym miejscu.
Mimo lokalnych problemów, w naszym województwie SLD pozostanie w politycznym obiegu, stanowiąc atrakcyjną przystawkę dla silniejszych graczy o władzę. Dzieje się tak dlatego, że na czele listy SLD do sejmiku stoją znani życiowi pragmatycy, ale o tym następnym razem…