Wybory, sami Państwo przyznacie, bywają emocjonujące niczym zawody żużlowe, że posłużę się metaforą bliską lubuskim sercom. Tak bardzo emocjonujące, że wielu z nas zapomina po co się je organizuje. W deklaracjach politycy zarzekają się, że będą pracować dla nas, a w praktyce ich pęd do ciepłych posad, które niektórzy, używając metafory hodowlanej, nazywają korytem, napawa podziwem. Kochają nas miłością czystą i nieskalaną interesem osobistym do dnia ciszy wyborczej. Potem kochają już wyłącznie siebie.
Zapał wyborczy w niektórych miejscach sięgał zenitu do tego stopnia, że z urn wyjmowano więcej kart do głosowania jak było uprawnionych. Państwowej Komisji Wyborczej z powodu wyborczej gorączki zawiesił się system i bidacy musieli liczyć głosy jak dawniej, na liczydłach. Z powodu niespodziewanej frekwencji wory z kartami do głosowań walały się gdzieś po rozmaitych pakamerach i korytarzach, bo nie mieściły się już w lokalach, gdzie komisje liczyły głosy.
Przez cały ubiegły tydzień ze wszystkich stron grzmiały tryumfalne fanfary. Gdzie nie spojrzeć – zwycięzcy. I jakby wbrew logice zalane szczęściem oblicza prezentowali wszyscy wygrani. Dziennikarze z zależności od rodzaju ślepoty politycznej komplementowali wygranych i w ramach dziennikarskiego trudu dowalali rzekomo przegranym. Eksperci dzielili włos na czworo i przydzielali stronom punkty, jak w światowym boksie, czyli kompletnie bez uwzględniania tego co widać gołym okiem.
Zapewne kiedy już zadki polityków, szczelnie przywrą do stołków, znowu usłyszymy, że podejmą wszelkie wysiłki dla kraju, dla wyborców no i oczywiście, żeby żyło się nam lepiej. W słowach pełnej troski o kraj, jak zawsze, zadeklarują walkę z siłami niszczącymi Polskę. Będzie też o rozwoju i demokracji. O wizerunku i innych nadzwyczaj ważnych rzeczach. Potem podrożeje prąd a benzyna nadal nie będzie tanieć. Rzekomo przez koniunkturę.
Lokalni urzędnicy zostali po raz kolejny radnymi, a nowi radni zostaną samorządowymi urzędnikami i będzie gites. Ci sami złodzieje z tymi samymi samorządowcami, będą kręcić metaforyczne lody, olewać potrzeby mieszkańców i zamulać im mózgi rozmaitymi kiermaszami, darmowymi koncertami i winobraniami. Gdzieś zbudują basen, a gdzieś stołówkę. Może powstanie nowy żłobek, czego nie da się wykluczyć. Na pewno gdzieś rozkopią ulicę, aby enty raz coś zaasfaltować lub wymienić polbruk na lepszy. Postawi się kilkaset pomników ku czci. I zniszczy kilka tysięcy organizacji pozarządowych, no bo wiecie, nie ma pieniędzy w budżecie.
Bo Szanowni Państwo demokracja, to taki ustrój, w którym media lepią z pustosłowia i rzekomych zasług, nieznanych nam osobiście ludzi w kandydatów. Właściwych. Ci niewłaściwi są albo niszczeni, albo ignorowani. W myśl zasady, albo źle, albo wcale. Za mediami stoi kapitał czasem samorządowy, a czasem prywatny lub zagraniczny. Stąd prosty wniosek, że jednym władzę wybiera sama władza, a innym władza, która steruje lokalną władzą. I tylko tam, gdzie mediów nie ma czyli na wsi i małych miasteczkach, do władzy idzie się wieloletnią i ciężką pracą. Czasem.