Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 031118
Mógłbym w tytule dzisiejszego felietonu użyć chwytliwego pojęcia – faszyzm, unikając (lub nie) staromodnego, acz znaczeniowo i formalnie przydatnego cudzysłowu. Jeśli więc zdecydowałem się na takie rozwiązanie to oznacza, że chcę tu przywołać osiągnięcia (tak, tak) w tej materii towarzysza Józefa Wiesarionowicza Stalina. Bohatera wszak na poły ironicznej frazy pieśniarza Wysockiego- „Towarzyszu Stalin, w językoznawstwie wy wiedziecie prym”.
To jako się rzekło na poły ironiczna fraza dotycząca tak odrażającej postaci arcyzbrodniarza Stalina i stalinizmu historycznie zdefiniowanego również, co do gigantycznej liczby ofiar na całym świecie. Ale też jego ideowych spadkobierców, nie tylko stalinistów wszak. Nawet, jeśli dziś młodzi ludzie („wybierzmy przyszłość”?) mają niejaki kłopot ze zrozumieniem tej historycznej mieszaniny zgrozy i absurdu oraz wymiarów totalitarnej, komunistycznej władzy. Władzy, która np u nas modyfikowana jedynie w latach 60.,70. i 80., wyraźnie mniej krwawa, ale nie mniej ideologicznie absurdalna i groźna. Acz ciekawie usprawiedliwiana wśród zachodnich historyków i lewackich „intelektualistów”.
U nas w Polsce ( w Europie?) na razie to jeszcze margines, choć przecież im dalej od tzw. upadku komunizmu (sic!) tym więcej abstrahujących od konkretów obrońców PRL-u. Ale zostawmy ten ważny problem historykom, publicystom i nauczycielom. Tym bardziej, że w przestrzeni publicznej coraz częściej pojawia się używane bezmyślnie i bez miary określenie „faszyzm” u nas, jako negatywnie stygmatyzujące pewne środowiska, ludzi i poglądy. A to pojęcie używane w formie ideologicznej i politycznej pały, ma przecież swoją długą historię. I nie chodzi mi bynajmniej o historycznie zdefiniowany ruch polityczny (począwszy od Włoch w latach 30.), a o stygmatyzację właśnie.
Bowiem onegdaj tow. Stalin określał nim wszystkich swoich przeciwników wewnętrznych i zewnętrznych. Nota bene „faszystami” nie tylko wg Stalina byli swego czasu również i Piłsudski, i Dmowski, (jeśli kogoś interesuje historia). Dziś metodą prostą ( prostacką!) znaną od lat, trzeba najpierw nazwać i potępić, a później poszukać desygnatów, najlepiej wśród tych, co wspominają coś o… narodzie czy (o zgrozo!) patriotyzmie. A właściwie to niech udowodnią, że faszystami nie są. Natomiast charakterystyczny zgoła brak takiej wiedzy historycznej u byłej już (na szczęście?) minister oświaty jest tu sygnałem ostrzegawczym. I furda tam, że jej poprzedniczka miała niejaki kłopot z testem dla szóstoklasistów z języka polskiego. O naszej dyżurnej antyfaszystce Róży Thun nie wspominając.
A’ propos. Czy znaczenie takich pojęć jak „faszyzm” to problem językoznawczy li tylko? A „komunizm”, to przecież taka piękna i szlachetna humanistyczna idea, „za” którą tylu oddało życie? Co na to historycy, a co zwykli ludzie?