Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki chciałby rządzić bez opozycji. Marzenie prezydenta wyraził jego bliski współpracownik – radny Filip Gryko. Zaproponował zawarcie w Radzie Miasta tak zwanej wielkiej koalicji zrzeszającej: ugrupowanie prezydenckie o nazwie Zielona Razem, Platformę Obywatelską, Prawo i Sprawiedliwość a także Anitę Kucharską – Dziedzic z Ruchu Miejskiego i Tomasza Nesterowicza, z Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Propozycja Filipa Gryko jest próbą ucieczki do przodu przez ugrupowanie Janusza Kubickiego. Powodów jest kilka. Zielona Razem, ma tylko 11 mandatów w 25 osobowej Radzie Miasta i gwałtownie poszukuje koalicjanta. Tak naprawdę w grę wchodzą tylko dwa kluby radnych – PO (7 mandatów) i PiS, mający pięciu radnych.
Inną pilną koniecznością jest doprowadzenie do odprężenia z radnymi PiS-u, bowiem z przedstawicielami właśnie tego politycznego środowiska w osobach: posła Jerzego Materny i byłego wicewojewody Roberta Palucha, Janusz Kubicki zacieśniał współpracę od ponad roku. To dlatego Filip Gryko zaproponował wielkodusznie radnym PiS-u, miejsce w prezydium Rady Miasta (które i tak im się zwyczajowo należy), a którego zostali pozbawieni w ostatniej kadencji.
Jednak radni Prawa i Sprawiedliwości nie palą się do tych rozmów ale też z ich z góry nie odrzucają. Radny Jacek Budziński podkreślił ostatnio, że czekają na konkretne propozycje ze strony prezydenta Zielonej Góry. Tym razem to Janusz Kubicki i jego ludzie w radzie są na musiku.
Nie wiadomo kto miałby na tym odprężeniu relacji zyskać a kto stracić. Na razie propozycja radnego Gryko wywołała falę niechętnych komentarzy w sieci, ze strony zwolenników Janusza Kubickiego. Czują się oszukani ponieważ prezydenccy radni: Andrzej Brachmański i właśnie Filip Gryko rozpalali w trakcie kampanii wyborczej antypisowską histerię. Zdając sobie z tego sprawę, radny Brachmański zachwala teraz zalety potencjalnej koalicji z radnymi Platformy Obywatelskiej. Dla antypisowsko nastawionych, zwolenników Kubickiego taka koalicja byłaby do przełknięcia. Nie załatwia ona jednak problemu prezydenta, czyli konieczności odprężenia relacji z PiS- em. Kubicki i jego doradcy nie chcą ryzykować czołowego zderzenia z potężną partią rządzącą krajem. Jej przedstawiciele w Radzie Miasta będą mieć o wiele większe możliwości ewentualnego sprawiania kłopotów włodarzowi Zielonej Góry, niż to wynika z posiadanych pięciu mandatów.
Aby z konieczności uczynić cnotę i przykryć prawdziwe cele planowanej operacji, Kubicki poprzez swoich emisariuszy proponuje koalicję nawet pojedynczym radnym, pozbawionym na pierwszy rzut oka realnego znaczenia. Anita Kucharska – Dziedzic i Tomasz Nesterowicz mogą się również przydać do tego spektaklu, który miałby być wystawiony pod hasłem „kochajmy się”.
Janusz Kubicki mógłby spodziewać się, że po zawarciu wielkiej koalicji ulegną wyciszeniu tak zwane afery związane z mobbingiem wobec pracowników spółek miejskich, które stanowią rysę na jego wizerunku ojca miasta. Wielka koalicja ma również taką zaletę, że można w jej ramach łatwiej manipulować radnymi nagradzając proprezydenckich entuzjastów i sekując sceptyków.
Hasło tak zwanej wielkiej koalicji oznacza jednak, że Janusz Kubicki będzie musiał podzielić się władzą i zapłacić za poparcie w Radzie Miasta. Poparcie ma zaś to do siebie, że bywa warunkowe i w każdej chwili może zostać wycofane. Papierkiem lakmusowym dobrej woli Janusza Kubickiego mógłby być na początek współpracy, swobodny dostęp wszystkich radnych do mediów prezydenckich nad którymi sprawuje on dotąd niepodzielną kontrolę, choć nie stanowią one jego prywatnej własności.