Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 081218
Jeśli jeszcze nie podziwiacie Państwo PT Czytelnicy i Słuchacze mojej odwagi i dezynwoltury to radzę to uczynić jak najszybciej, dopóki nie wytłumaczę się metodologicznie tak z podjęcia tematu jak i mocnych, a nawet obraźliwych słów w tytule (tylko jeden cudzysłów, a mogłyby być dwa!). To oczywiście żart, choć przecież nie do końca. Niech, więc za usprawiedliwienie owej refleksji (pro domo sua) posłuży zarówno moja certyfikowana wiedza socjologiczna, politologiczna i medioznawcza, ale też prawie 20-letni staż nauczyciela akademickiego (studenci wręcz uwielbiają powyższą tematykę), no i staż dziennikarza – publicysty jeszcze dłuższy, a wspomagany metodycznie tzw. obserwacją uczestniczącą (w naukach humanistycznych to wszak standard).
A i tak cały powyższy wywód nie byłby konieczny gdybym od razu przyznał się, że sięgnąłem do artykułu bezwzględnego, zawodowego, dziennikarskiego autorytetu, co się zowie czyli Carla Bernsteina sprzed lat wielu. Na marginesie warto dodać, że Bernstein to ten dziennikarz, który wykrył aferę Watergate i „zdymisjonował” wszechmocnego prezydenta USA Richarda Nixona. To dopiero była „czwarta władza”, pozazdrościć! Ale właśnie niewesołe refleksje zawarte w rzeczonym analitycznym, acz opartym na obserwacji artykule powinny i nam dziś włączyć alarmowe dzwonki. O zjawisku tabloidyzacji mediów i to na wielu łamach wspominałem wielokrotnie nie będąc w tych refleksjach osamotnionym. Zadziwiająca zbieżność takich tez z tezami sprzed lat amerykańskiego dziennikarza każe uczynić jednak krótki ich przegląd przypominający meritum sprawy. Jeśli bowiem „media nie odzwierciedlają rzeczywistości tylko ją tworzą, a dziennikarze w pogoni za kolejnym newsem zatracają swą misję rzetelnego i obiektywnego prezentowania rzeczywistości (jeśli) nad sensem informacji zaczyna dominować atrakcyjna forma rekompensująca płytkość przekazu, a sensacyjny styl i redukcja informacji do plotek powoduje, że zanika granica między informacją a rozrywką”. To mamy do czynienia z tzw. „dziennikarstwem śmieciowym”. Do tego dochodzą świadome próby wypaczenia sensu wypowiedzi dla uatrakcyjnienia programu i brak odpowiedzialności za słowo powiązane z wtórnym analfabetyzmem i brakiem kompetencji społecznych w przekazie tworzącym świat porozumienia między nadawcami i odbiorcami. I to jest właśnie owa „kultura idiotów” w pełnej krasie.
Spróbujmy zatem rozejrzeć się wokół i… dopasować do tych importowanych (czy aby na pewno?) tez poszczególne anteny, tytuły, programy, serwisy, a nawet samych dziennikarzy. W tej materii akurat wierzę w myślową samodzielność i inteligencję P.T Czytelników tego felietonu, ale również w umiejętność wyciągania konstruktywnych wniosków w stosunku do zastanej i tak zdiagnozowanej rzeczywistości medialnej, pełnej zaklęć o pluralizmie, ładzie i wolności (dowolności?) słowa etc, etc. Nawet, jeśli właśnie odbiorcy wydają się tego swoistego nieładu ofiarami.
*”Właśnie tworzymy coś, co zasługuje na miano kultury idiotów. Nie subkultury, o której się mamrocze i która może jedynie zapewnić nieszkodliwą zabawę, ale o samej kulturze. Po raz pierwszy osobliwość, głupota i chamstwo stają się naszą kulturowa normą, co więcej ideałem, do którego dążą miliony”
(Carl Bernstein)
fot. Pixabay