17 grudnia 1970 roku żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, dowodzonego przez Wojciecha Jaruzelskiego, ówczesnego ministra obrony narodowej, zastrzelili bezbronnego, idącego do pracy
w stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni, Zbyszka Godlewskiego urodzonego 3 sierpniu 1952 roku w Zielonej Górze. Zbyszek Godlewski bohater pieśni o „Janku Wiśniewskim”, niesiony na drzwiach ulicą Świętojańską w Gdyni przez kolegów stoczniowców, powinien być, tak jak ksiądz Jerzy Popiełuszko, symbolem III RP, ale także memento dla wszystkich patriotów, tak skorych do ulegania rewolucyjnym nastrojom.
Bo Zbyszek Godlewski jest reprezentantem tych, do których się strzela, kiedy za pomocą zamieszek ulicznych jedna klika chce przejąć władzę od innej kliki. Jest także reprezentantem tych, o których tak gładko w sloganach o lepszej Polsce kłamią politycy, a których bez skrupułów wyrzuca się z pracy na drodze postępu. Bo stocznia w Gdyni, jedna z największych w Europie, zatrudniająca 10 tys. stoczniowców, została przez komisarzy unijnych, przy pełnej aprobacie rzekomo polskiej władzy, zlikwidowana, aby ułatwić życie stoczniom niemieckim. A bandyta Jaruzelski, który wydał rozkaz strzelania do stoczniowców, a który dorwał się do władzy w grudniu 1981 roku, został przez elity III RP, wyselekcjonowane przez Czesława Kiszczaka, ogłoszony człowiekiem honoru.
Zbyszek Godlewski i jego śmierć, uzmysławia na jak zgniłym moralnie fundamencie zbudowana jest III RP i to jak podłymi są ludzie, którzy wespół z mordercami Zbyszków Godlewski i Jerzych Popiełuszków, na ich trupach stworzyli III RP, którą teraz tak rozpaczliwie bronią.