„Demokracja, demokracją – ale ktoś przecież musi tym rządzić”. Dlatego demokracja i owszem, musi być i niech będzie na sztandarach, bo ludzie to lubią, ale z drugiej strony nie można pójść na żywioł i ulegać oczekiwaniom większości. To jest motto i sposób działania grup trzymających władzę w państwach UE. Szczególnie dobrze to dzisiaj widać we Francji. Macron – demokrata pełną gębą – pałuje i zagazowuje oczekiwania żółtych kamizelek. Robi to z tym większym zapałem, że jedno z tych oczekiwań – Macron musi odejść! – brzmi jak potwarz, gorzej – jak zapowiedź rebelii. W uporządkowanej demokracji nie wolno mącić spokoju władzuchny i dewastować ich przekonania, że „My tutaj rządzim i my dzielim, bez nas by wszystko diabli wzięli”.
Uporządkowana demokracja jest wtedy, kiedy jest na bieżąco nadzorowana przez wychowawców tzn. media i tabuny tzw. autorytetów moralnych, pod którymi ukrywają się oficerowie politycznej poprawności. Wychowawcy nie tylko mówią co wypada myśleć, ale przede wszystkim kto jest nieprawomyślny i jak zagraża szczęściu ludu. Największy ból głowy złotoustym politykom europejskim sprawiają idee zgodne z przekonaniami większości i politycy, którzy je popierają. Nazwali te idee populizmem. Oczywiście jest on godny najwyższego potępienia, a polityk, który deklaruje kierowanie się głosem ludu jest unieważniany poprzez zaliczenie go do ludzi niepełnowartościowych – do populistów właśnie – ale także do faszystów i ksenofobów. Mamy zatem dwie odmiany demokracji: demokrację uporządkowaną, która jest dominującym sposobem działania w Unii Europejskiej oraz demokrację spontaniczną nazwaną przez jej wrogów populizmem.
Dzisiaj rezultatem demokracji spontanicznej są rządy „populistów” we Włoszech, na Węgrzech, w Austrii, a także w Polsce. Demokracja spontaniczna wynosi do pierwszej politycznej ligi choćby takie ugrupowania jak: Alternatywa dla Niemiec, Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen, Szwedzcy Demokraci. W całej Europie wychowawcy mają coraz mniejszy posłuch, choć ich możliwości tumanienia są ogromne. Są dobrze okopani na pozycjach politycznej poprawności. Jakby przewidując trudności w zwalczaniu demokracji spontanicznej zawczasu zdołali narzucić ludom Europy konieczność walki z „mową nienawiści”. W czym rzecz? Populizm zasadza się na opiniach i przekonaniach zwyczajnych ludzi, które najczęściej są formułowane pod wpływem akceptowanych i rozpowszechnionych emocji. Nie zawsze wygodnie jest elitom władzy atakować bezpośrednio populizm, ale za to już lęk przed obcymi i nieprzyjazne uczucia wobec innych da się łatwo spenalizować. A wtedy niezależne sądy posypią pięknymi wyrokami za publiczne okazywanie uczuć.
Za pierwszej komuny obrywało się za negatywne słowa o kacapach („Taka nasza Polska mapa, nie trza ruszać nam kacapa”). Pod komuną brukselską jest znacznie gorzej, bo nie tylko namnożyli chronionych kacapów (imigrant, homoseksualista, lesbijka, dzika świnia, kornik itp.), ale i zakazali obdarzać ich innymi niż przyjazne uczuciami. Nawet demonstrowanie lęku przed obcymi, czyli ksenofobia, jest groźnym przestępstwem. Choć jest ona stara jak świat i wpisana w naturę człowieka, a przez to jest naturalnym uczuciem, to nie przeszkadza oderwanym od społeczeństw brukselskim elitom uczynić z walki z ksenofobią główny oręż dyscyplinowania narodów Europy.
Za sprawą sukcesów demokracji spontanicznej zaostrza się walka polityczna w poszczególnych państwach UE. Zwolennicy demokracji uporządkowanej dostają kuku na muniu na wieść o tym, że populiści z różnych krajów tworzą międzynarodówkę. Np. spotkanie J. Kaczyńskiego z wicepremierem Włoch M. Salvinim wywołało u polityków PO, jak zwykle, lawinę idiotycznych komentarzy, a G. Schetyna uznał rozmowy demokratycznie w końcu wybranych polityków za „absurdalne i szokujące”. Nie ma sensu pytać co było szokującego w tym spotkaniu, bowiem obrzydzanie takich jak wymienieni polityków wynika ze strachu przed wzrastaniem ich popularności. W obozie Macrona, Merkel, Tuska i naszych rodzimych totalsów alarm, wróg u bram! Demokracja spontaniczna szykuje się do eurowyborów.
Rafał Zapadka
fot. Pixabay