Logiczny porządek rzeczy domaga się trzymania zasady, aby nie wyciągać wniosków, na podstawie wątłych przesłanek. Z tego wynika, że w sprawie śmierci Pawła Adamowicza nie powinniśmy się wypowiadać inaczej jak w trybie hipotezy jedynie. Ja też nie mam zamiaru się wypowiadać, bo zgodnie z cybernetyczną zasadą – komunikat ma informacyjną wartość tylko wtedy, gdy jest zweryfikowany. Te niezweryfikowane tworzą jedynie szum informacyjny.
Jednak z szumu informacyjnego wzniecanego celowo bądz spontanicznie, wyłania się realna grozba kneblowania ust publicystom, postulowana przez polityków i media, pod jakże mętnym pretekstem – wojny z mową nienawiści. Ta marksistowska idea, którą znamy w wersji przywiezionej do Polski na sowieckich czołgach, teraz przybywa do nas w makijażu poprawności politycznej ze zdominowanej przez neomarksistów Europy, jako zdobycz tamtejszej cywilizacji. I nobla temu, kto da solidną definicję tego ideologicznego wynalazku, na tyle precyzyjną, abyśmy nie musieli bać się polskich sądów, o to, że mówiąc lub pisząc prawdę, nie zostaniemy ukarani. Bo celem operacji zwanej „wojna z mową nienawiści” jest wojna z prawdą. Prawdą, która nie ma marksistowskiego certyfikatu i błogosławieństwa koncesjonowanych obrońców demokracji.
Demokracja z istoty rzeczy jest sporem, który, z racji praw wyborczych, jakie ma każdy obywatel, niezależnie od stopnia rozumienia polityki, ma głównie emocjonalny charakter. I nie ma co udawać, że demokracja nie jest z istoty rzeczy populistyczna i że nie posługuje się demagogią jako rdzeniem politycznego przekazu. Zarzucanie więc komuś populizmu i demagogii jest niedemokratyczne.
Demokracja nie może być koncesjonowana przez marksistowskie gremia decydujące co jest dobre, a co złe, w makijażu poprawności politycznej. To knebel, a na to zgody być nie może.
fot. Pixabay