Uczestniczyłem niedawno, jako słuchacz, w ciekawej idei edukacyjnej realizowanej przez Urząd Lubuski Marszałkowski a zwanej Lubuską Akademią Rozwoju. Przy tej okazji wysłuchałem Macieja Wojeńskiego założyciela firmy Ekoenergetyka. Firma zajmuje się ładowarkami do elektrycznych samochodów, głównie autobusów. Gawęda, bo tak należałoby tę formę wypowiedzi nazwać, poświęcona była drodze jaką twórcy firmy przeszli. Od studiów na Uniwersytecie Zielonogórskim, poprzez Akademicki Inkubator po zatrudniającą 140 osób firmę działającą na Kisielińskiej Strefie Przemysłowej.
Słuchając tego 30 parolatka myślałem o setkach zdolnych młodych Zielonogórzan, którzy wyjechali z naszego miasta gdzieś w świat robić kariery i gdzieś tam zakładać rodziny i płacić podatki.I zadałem sobie oczywiste w tej sytuacji pytanie. Dlaczego? To najtrudniejsze ze wszystkich pytań. Dlaczego tylu wyjeżdża, a tylko nieliczni zostają. Co jest takiego w naszym mieście, że tak słabo przyciąga młodych, wykształconych i kreatywnych ludzi? Ba wielu wręcz odpycha.
Odpowiedz zaświtała mi w głowie jako rodzaj zmaterializowanej metafory. Jest nią Tatrzańska Górka. Usypana przez Niemców w końcu XIX przy okazji zakładania parku na Wzgórzach Piastowskich. Miejsce to mimo szumnych zapowiedzi, fantastycznych planów, zapierających pierś rozmachem wizji, od ponad 50 lat jest miejscem rekreacyjnej żenady. Symbolem urzędniczej indolencji. Jałowych w skutkach kolejnych obywatelskich inicjatyw. Umierającej w ciszy zapomnienia aktywności kolejnego pokolenia młodych. Już nie pamiętam ile razy gazety wieszczyły ożywienie tego miejsca. Zawsze z tym samym skutkiem, czyli niczym.
Ten nieszczęsny stok długości ledwie 200 metrów, szerokości może 25 o spadzie 30 jest widomym obrazem zdolności naszego miasta do rozwoju. Symbolem szans życiowych oferowanych młodym przez miasto. Terenem nie większym o hektara, z którym miasto nie umie nic zrobić. Co, w tle tego co umieli zrobić w Zielonej Górze Niemcy 100 lat temu, skłania rozsądnie myślących do ucieczki.
fot. Pixabay