Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 16.03.19
Z góry zastrzegam, że niniejszy felieton nie ma (nie daj Boże) ambicji systematycznego wykładu filozoficznego. Natomiast kilka uwag porządkujących jest tu jak najbardziej na miejscu. Ale na początek anegdota z dzisiejszym wicepremierem i ministrem nauki w r0li głównej. Otóż około roku 2000.dr Jarosław Gowin (wówczas młody pracownik naukowy, historyk filozofii) na posiedzeniu Komitetu Episkopatu Polski ds. Dialogu z Niewierzącymi zakomunikował z niejakim przerażeniem, że oto starzy marksiści przedierzgnęli się w ciągu jednej nocy w postmodernistów i z tych samych pożółkłych kartek czytając, zatruwają umysły kolejnym rocznikom polskiej młodzieży. To był taki wtręt wobec wygasającego zwolna sporu o … weryfikację stopni naukowych i lustrację w środowisku naukowym.
Rzecz jednak w tym, że ten naukowo-ideowy patchwork jakim złośliwi określają modny od dawna już postmodernizm przez negowanie wszelkich systemów wartości, stałych znaczeń, hierarchii, racjonalizmu i prawdy obiektywnej otworzył drogę dla przeróżnych intelektualnych szalbierstw i nadużyć, nie tylko na uczelniach. Wszakże nie jestem takim optymistą (pesymistą?) żeby sądzić, że jakakolwiek filozofia bezpośrednio „trafia pod strzechy”. To przecież nie udało się i ideologom komunizmu („marksistom”) przez 45 lat PRL-u, ani przy pomocy „kija”, ani „marchewki”. Ale i po tej indoktrynacji jakiś „osad” w świadomości i mentalności rodaków pozostał, a w ową ideową pustkę i zamieszanie znakomicie wpisał się tu i ówdzie wolnościowy (dowolność!), relatywizujący i negujący stałe wartości… postmodernizm, niekoniecznie w naukowej, wysublimowanej formie. Np. homo sovieticus skwapliwie zaakceptował ten swoisty brak reguł błyskawicznie przyswajając sobie przeróżne dziwactwa w rodzaju poprawności politycznej eliminując i ze słownictwa, i z repertuaru wartości – przyzwoitość, skromność, wstyd, powściągliwość, kompetencyjność, a nawet uczciwość (uczciwy inaczej?) czy pokorę, jako zagrożenie dla własnych interesów, ale też interesu „cywilizowanych” i „światłych” obywateli Europy i świata, któremu na imię postęp.
A teraz spróbujcie Państwo rozejrzawszy się wokół, przypomnieć sobie drażniące sytuacje z najbliższego otoczenia, z którymi od lat nic się nie da zrobić. Przeróżne dziwaczne figury, które się wylansowały (sic!) same, albo też zostały „wylansowane” na zasadzie swoistego układu. Np. niekompetentnych durniów, którzy wygrali nawet niekoniecznie uczciwe konkursy i nie ma takiej siły (?), która by im mogła zagrozić. To jest właśnie „postmodernizm powiatowy”, butny i pewny siebie, w klasycznej i krystalicznej postaci.
*copy right by AP
fot. Pixabay