Upadek Związku Radzieckiego nazwał Władimir Putin największą katastrofą XX wieku. Warto zapamiętać, że na to miano nie zasłużyły nawet dwie wielkie wojny światowe, w których zginęły łącznie dziesiątki milionów obywateli carskiej Rosji i Związku Radzieckiego. Na tym obszarze geopolitycznym życie ludzkie było zawsze mniej warte od konieczności utrzymania imperium.
Polityka historyczna jest bardzo ważnym elementem polityki wewnętrznej Federacji Rosyjskiej. Opiera się na koncepcji tzw. wotcziny, która zakłada, że ziemie należące niegdyś do państwa carów są niezbywalnym dziedzictwem rosyjskiej państwowości bez względu na jej aktualną ideologię.
Współcześnie ta groteskowa koncepcja historycznego prawa do dziedziczenia zamierzchłej tradycji imperialnej i mówienia innym co mają robić, jest wprost wymierzona w idee Unii Europejskiej, którą rosyjska elita władzy uważa za niebezpieczną konkurencję dla własnego sposobu uprawiania polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Unia Europejska bowiem, mimo swoich wszystkich oczywistych wad jest i tak zaraźliwym projektem cywilizacyjnym. Wystarczy przeanalizować, gdzie mieszkają i uczą się dzieci wielu kremlowskich dygnitarzy i gdzie oni sami lokują pieniądze i kupują posiadłości. Rosję zaś traktują jak prywatną domenę władzy i podręczny rezerwuar dla nieograniczonej niczym kleptokracji.
Rosja w zasadzie nie doświadczyła w swojej historii dobrodziejstw społeczeństwa obywatelskiego, a jej mieszkańcy nie byli i nie są narodem politycznym, wyposażonym i korzystającym z prawnych atrybutów skutecznie przeciwdziałających samowoli władzy. W Rosji, w przeciwieństwie do Europy, nigdy nie zakorzeniła się koncepcja Johna Locke’a, że rząd musi być gwarantem życia, wolności i własności jednostek. Dlatego mówienie, że rząd Federacji Rosyjskiej może być godny zaufania jest absolutną abstrakcją.
Adam Ruszczyński
fot. Pixabay