Detronizacja filozofii na rzecz nauki przyczyniła się do narodzin ekonomii. Siłą tej dziedziny wiedzy był jej pragmatyczny związek z działaniem. Ale to okazało się mało ambitne i ludzie, którzy mieli sporo do powiedzenia o gospodarstwie w wymiarze indywidualnym i o gospodarce państw stali się wyrazicielami poglądów a także interesów bardzo konkretnych grup społecznych. Nadawało to ekonomii niczym nieskrywany wymiar ideologiczny. Aby wzmocnić siłę rażenia jej heroldów należało podnieść ją do rangi nauki – jak niegdyś eugenikę. Współczesne szkoły ekonomiczne, rezydujące przede wszystkim na szacownych prywatnych uniwersytetach i ich szacowni guru ściśle służą interesom swoich warstw społecznych i ich politycznych emanacji.
Niestety ekonomia pozbawiona refleksji filozoficznej jest przede wszystkim rozważaniem o maksymalizacji zysku bez moralności i sprawiedliwości. Nie da się nie zadawać pytań o to, czy istnieją moralne granice gospodarki rynkowej i w czyim interesie leży to, aby 85 najbogatszych osób na świecie miało tyle samo majątku co 3,5 miliarda ludności naszego globu. Czy współczesna ekonomia tzw. wolnego świata jest siłą twórczą, czy też przyczynia się do destrukcji społeczeństw i powoduje oligarchizację liberalnej demokracji? Kogo tak naprawdę ma dotyczyć maksymalizacja dobrobytu?
Gdy kapitalizm jest maszynerią do produkcji dobrobytu dla nielicznych, to demokracja przeradza się nieuchronnie w oligarchię, a ta w ledwo skrywaną tyranię nad masami, poddanymi kontroli coraz bardziej wyrafinowanych środków nadzoru elektronicznego. Współczesna forma tyranii wcale nie musi być osobowa.
fot. Pixabay