Notatnik konserwatysty… nowoczesnego 04.05.19
Stała obecność „wypowiedzi” Lecha Wałęsy na wszystkie tematy, nałogowa ponoć, na portalach internetowych (i nie tylko) od jakiegoś czasu wywoływała moją irytację Myślałem naiwnie, że choć prawicowe tygodniki i portale opinii zgrabnie unikające zmory tabloidyzacji, poważne zatem, mogłyby mi tych ewidentnych bredni jakoś oszczędzić. Jednak, jako nauczyciel akademicki z nielichym stażem pomyślałem też o naszej młodzieży, której dotyczy przecież klasyczny dysonans poznawczy w kwestii tej niewątpliwej i ważnej historycznej postaci. Permanentny stan „samozaorania” Lecha W. to jest wszak dla nich informacja bezcenna, co do jego intelektu i osobowości, ale mówi też wiele o nas w przeszłości.
Tytułowe (po) rachunki zaś to pokłosie rozmowy ze studentami na temat obecności Lecha w mediach (często nałogowej) i kształtowanie w nich własnego wizerunku, ale też odbioru tej działalności. Studenci nie pamiętali wprawdzie o 100 milionach obiecanych nam przez Wałęsę (śpiewnie wypomnianych przez Kazika Staszewskiego), ale wiedzieli, że ów był demokratycznie wybranym Prezydentem RP z szerokim poparciem zanim wyszła na jaw jego agenturalna przeszłość. Współpracy TW Bolka, co do której dziś żaden poważny historyk wątpliwości nie ma, w przeciwieństwie do koniunkturalnych polityków i publicystów. I tu nieoczekiwanie jeden z najlepszych od lat moich studentów zapytał mnie przytomnie: – A pan głosował na Wałęsę kiedykolwiek? Wyjaśniając mu przyznałem, że jako przywódcę masowego ruchu związkowego oceniałem go raczej pozytywnie mimo pewnych zastrzeżeń, o których za tydzień. Natomiast jego prezydencka kandydatura zrazu wywołała moją konsternację, a i tak pobiegłem w II turze, mimo gorączki, do urny mając w perspektywie możliwe zwycięstwo Pana Nikt Znikąd (St. Tymiński). I to był ten jeden, jedyny raz.
Resztę wywodu mogłem już zilustrować moim dziennikarskim archiwum, w którym m.in. były felietonowe pretensje o braku godnej urzędu prezydenckiego kandydatury (mówiło się o prof. Aleksandrze Gieysztorze), o spostponowaniu przez Wałęsę tego urzędu („po nim to już może być każdy”- pisałem) aż do puenty, że „wybór miedzy Wałęsą a Kwaśniewskim obraża moją inteligencję”. Ale ja miałem „szczęście” do informacji, które dziwnym trafem raz były, innym razem nie były brane pod uwagę przez szafarzy opinii publicznej, aż do dziś. O tym jednak już za tydzień.
fot. Pixabay