Na tle rozważań nad wprowadzeniem w Polsce EURO i rozmaitymi dyrdymałami jakie tak zwani eksperci wygłaszają w tej sprawie, warto uzmysłowić sobie, że Lubuskie należy, jako polski region, do obszaru, w którym istnieje swoboda przepływu kapitału i siły roboczej w ramach wspólnej waluty, jaką jest złotówka. I każdy może, choć wymaga to odrobiny inteligencji, dostrzec paralelność mechanizmów ekonomicznych i ich skutków. Ekonomia działa tak samo, i w Unii, i w Polsce.
Prostym i oczywistym skutkiem swobody inwestowania i podążania za pracą jest wysokość wynagrodzeń. Wysokość wynagrodzeń zależy natomiast pośrednio od atrakcyjności inwestycyjnej regionu. Inwestor mając wybór wybiera dla swojej działalności region, w którym według jego oczekiwań stopa zysku będzie większa. Szanse na wyższą stopę zysku zwiększa wyższa, w sensie technologicznego rozwoju, technologia. Ta zaś z kolei wymaga obsługi przez lepiej wykształconych specjalistów. Ci lepiej wykształceni i lepiej opłacani specjaliści tworzą, rzecz jasna, wyższy poziom cywilizacyjnego rozwoju regionu w którym pracują i mieszkają. To są doprawdy banały.
Lubuskie według ostatnich statystycznych analiz oferuje średnie wynagrodzenie o 800 zł niższe od średniej krajowej. Czyli o 1000 lub 2000 mniej jak w regionach polski najlepiej rozwiniętych. Ta różnica to miara siły wywołującej exodus z Lubuskiego młodych ludzi wykształconych lepiej i oczekujących od życia więcej. Brak w regionie tych młodych, najlepiej wykształconych i najbardziej dynamicznych życiowo, sprawia, że region jest jeszcze mniej atrakcyjny inwestycyjnie. Koło się zamyka.
Ciekaw jestem, czy władza samorządowa, która tak dzielnie walczy z rządem, rozumie, że region od lat znajduje się na równi pochyłej i tylko decyzja rządu może degradację cywilizacyjną powstrzymać. I jakąkolwiek by strategię rozwoju marszałkowscy eksperci nie spłodzili, jak bardzo regionalna władza samorządowa by nie prężyła muskułów, to ekonomia konsekwentnie Lubuskie wyludni i zalesi.
fot. Pixabay