Sesja sejmiku województwa lubuskiego poświęcona „Raportowi o stanie województwa i realizacji strategii rozwoju” domaga się okrzyku „Hallo – tu Ziemia”. Aby zejść na strategiczną Ziemię, sięgnę do lądowania Aliantów w Normandii w 1944 roku, które co oczywiste opierało się na raportach i miało sprawczą strategię. Strategia ta zakładała realizację celów w określonej sekwencji, a każdy z nich miał wymiar liczbowy i konkretne terminy. U jej podstaw była analiza posiadanych zasobów, deficytów, szans i zagrożeń.
Tymczasem strategia zwana szumnie Strategią Rozwoju Lubuskiego niekonwencjonalnie dotyka realiów. Co prawda zawiera opisy poparte liczbami, w sposób upoważniający do użycia metafory kaszanki. Wyraża jakieś ogólne pragnienia, ale w większości ich nie kwantyfikuje. A jeśli się to zdarza, to z rzadka twarde dane odnosi do danych z innych regionów. Mówi się o celach, ale bez liczb. Tymczasem opracowania eksperckie sprzed lat kilku wskazują, że regionowi grozi rozwojowy dryf. Dryf zaś to stan, w którym nasz region niesiony jest sytuacją ogólną, mającą swoje siły napędowe poza regionem i poza możliwościami sterowniczymi władzy regionalnej.
Ważną przyczyną owego dryfu jest nie tylko kiepskie rozumienie, czym jest strategia i jej cele, ale także nierozumienie dwóch ważnych aspektów zarządzania regionem. Pierwszy z nich to brak precyzyjnego określenia stopnia podmiotowości władzy regionalnej wobec obszarów, które chce rozwijać i wspierać. A wspierać i rozwijać władza regionalna może na trzy sposoby: finansować, tworzyć ramy prawne, pobudzać inne podmioty współgospodarzące w regionie, w tym także rząd. Klasyczny przykładem nieporadności strategicznej w tej mierze, jest kwestia rozwoju szkolnictwa wyższego. Zarząd regionu nie definiuje podziału kompetencyjnego działań własnych i działań władz wyższych uczelni w regionie. Zatem poza hasłami i wycinkowymi działaniami, nie wiadomo kto co ma rozwijać i za co odpowiada w sytuacji, kiedy ubywa studentów, a wskaźniki innowacyjności coraz gorsze.
Drugim aspektem, którego zarząd regionu nie rozumie, jest wiedza o tym, że podstawą procesu sterowania, czyli zarządzania regionem, jest świadomość własnych deficytów. Analiza, tego co potrzebne jest regionowi do rozwoju, zastąpiona została propagandą i pięknosłowiem. Zamiast rzetelnego, opartego na konkretnych wskaźnikach remanentu mówiącego jak daleko jesteśmy zapóźnieni w porównaniu z innymi regionami, jak sytuujemy się w ogólnokrajowych statystkach, ogólniki albo stwierdzenia, że to nie my, a rząd lub zjawiska globalne.
Doskonałą ilustracją strategicznej świadomości władzy regionu jest wypowiedź Anny Synowiec, radnej wojewódzkiej, która na zarzut o małej sensowności misji gospodarczej do Chin, odpowiedziała: „Przecież tak godnie prezentowałam Lubuskie w Kantonie”.
fot. Pixabay